sobota, 25 maja 2013

L'amore a prima vista

Tytuł: Larista
Autor: Melissa Darwood
Wydawca: Zielona Sowa
Rok wydania: 2013
Format: ebook
Moja ocena: 3/10


"Dwa serca, jedno bicie, niech mnie odnajdzie miłość na całe życie."

Kojarzycie motyw diabełka i aniołka siedzących na ramieniu bohatera kreskówki i pomagających mu podjąć, właściwą lub nie, decyzję? Oczywiście, motyw kreskówki jest bardzo banalny, gdyż tam nawet dziecko nie ma problemu z określeniem, która postać podpowiada mu dobrą drogę postępowania. W prawdziwym życiu już tak kolorowo nie jest, wypowiedzi aniołka i diabełka mieszają się, tworząc jeden wielki bałagan, a my nie wiemy, jaką decyzję podjąć. Często też jest tak, że obydwa rozwiązania mają zarówno zalety, jak i wady, a tutaj już nawet kreskówkowe aniołki nie pomogą, o czym przekonać mogła się Lara, bohaterka książki Melissy Darwood.

Larysa wiedzie spokojne życie w małej miejscowości. Dziewczyna ma tylko jedno marzenie – odnaleźć prawdziwą miłość.
W dniu swoich osiemnastych urodzin wypowiada życzenie i wkrótce, nieoczekiwanie, napotyka na swojej drodze zabójczo przystojnego, choć niepokojąco tajemniczego Nieznajomego. Mroczne okoliczności spotkania oraz niezwykłe zuchwalstwo mężczyzny budzą w niej sprzeczne uczucia.
Gdy kilka dni później w jej życiu pojawia się atrakcyjny Daniel, kuszący zniewalającym zapachem cedrowego drzewa, życie Larysy gwałtownie ulega zmianie. Okazuje się, że mimowolny poryw serca w stronę Nieznajomego i toksyczna znajomość z Danielem zagrażają jej życiu.
Dziewczyna próbuje dociec kim są obaj młodzi mężczyźni. Odpowiedź jednak nie jest wcale prosta. Okazuje się, że obu łączy wspólna przeszłość – niegdyś naznaczeni, toczą do dziś bezkrwawą, choć dramatyczną walkę. Walkę, o której nikt z nas nie ma pojęcia.
Kiedy Larysa poznaje tajemnice Guardianów i Tentatorów, jej życie nabiera tempa. Finał powieści przynosi bardzo zaskakujące rozwiązanie...
Dokąd doprowadzi Larysę znajomość z Danielem? Czy może zaufać Gabrielowi? Czy prawdziwa miłość naprawdę przezwycięża wszelkie przeciwności?

Oj, dawno to ja nie czytałam żadnego paranormal romance. Żadnego dobrego paranormal romance, zaznaczam. Bardzo chciałabym powiedzieć, że rozłąka z tym gatunkiem jeszcze bardziej pokazała mi, jak bardzo te książki trafiają w mój gust i bardzo powychwalać tę książkę. Niestety, autorka nie daje mi najmniejszych podstaw, żebym choć trochę obróciła moje zdanie na jej korzyść. Jednakże szczerość to podstawa i żadnych peanów tutaj nie będzie.

Zacznijmy od tego, że ciężko jest stworzyć dobry i jednocześnie oryginalny paranormal, co Pani Darwood niestety udowodniła swoją książką. Nie jestem w stanie znaleźć tutaj żadnej rzeczy, która już wcześniej nie byłaby wykorzystana, przez co całość zalatuje kiczem. Tak naprawdę, autorka nie miała KIEDY wykazać się oryginalnością, ponieważ w całej powieści mamy praktycznie tylko jeden wątek. Cukierkowa miłość od pierwszego wejrzenia bije od każdej strony, co zamiast wywoływać urocze podniecenie, raczej obrzydza, a czytelnik tylko podnosi oczy do nieba. Słowo daję, gdzieś tak w połowie stwierdziłam, że to dalej nie ma sensu, bo przecież i tak zakończenie jest do bólu przewidywalne. Naprawdę, nie odczulibyście różnicy, gdybym właśnie tutaj, wytłuszczonym tekstem napisała, jak kończy się książka. Tego oczywiście nie zrobię, ale przynajmniej macie obraz moich odczuć. Gdybym poznając historię Larysy nie korzystała z czytnika, który na bliskim kontakcie ze ścianą mógłby ucierpieć, „Larista” wylądowałaby w kącie.

Lepiej nie mogę niestety wypowiedzieć się o bohaterach. Larista, będąca poniekąd czołową postacią tej historii i to w dużej mierze na niej powinna opierać się fabuła, została zepchnięta na drugi plan, przynajmniej jak tak to odebrałam. Lara natomiast znalazła się na marginesie powieści przez Edwardo-podobnych ktosiów, którzy niespodziewanie pojawiają się w jej życiu i są niesamowicie tajemniczy. Tylko się nie świecą w słońcu. Poza tym, nagle materializują się obok i tak samo znikają, jeżdżą drogimi samochodami, są perfekcyjni i coś ukrywają. Czy o czymś zapomniałam? A, no tak, oczywiście muszą być jeszcze „diablo-przystojni”. Czego nam więcej potrzeba? Już chyba tylko chusteczek – do opłakiwania banalności tej historii.

Całokształtu książki nie ratuje także język powieści. Nigdzie nie znalazłam informacji, że „Larista” jest debiutem Pani Darwood, dlatego na tym polu nie mogę przymknąć oka. Banalne dialogi psują wizerunek stylizowany na lekki i przyjemny. Jest to genialny przykład na to, że z prostotą przesadzać nie należy. Nie widzę tutaj krzty naturalności, przez co cały język, a przede wszystkim wspomniane dialogi, dają wrażenie sztuczności, co nie wpływa dobrze na odbiór książki. A to wszystko w ramach naszej kochanej narracji pierwszoosobowej.

Właśnie w tym momencie, kiedy piszę tę recenzję, na moim prawym ramieniu siedzi aniołek i namawia do podwyższenia oceny. „Przecież nie było aż tak źle, znalazłaś kilka lepszych momentów.” Ja przyznaję mu rację. Nie mogę jednak zapomnieć o argumentach przeciwnej strony. Przewidywalna akcja, banalny język i kiczowaty wątek romantyczny wypełniający całą przestrzeń książki to przecież nie do końca to, czego oczekiwałam. Możliwości są dwie: albo postawiłam tej książce zbyt wysoką poprzeczkę, przez co się zawiodłam, albo po prostu paranormale to już nie jest gatunek przeznaczony dla mnie.

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa!



17 komentarzy:

  1. Miałam na nią chęć, ale Twoja recenzja skutecznie wybiła mi ją z głowy

    OdpowiedzUsuń
  2. Wg mnie każda powieść paranormal romance jest strasznie banalna i schematyczna. Nawet Daniel kuszący zapachem cedrowego drzewka nie przekonał mnie do sięgnięcia po tę książkę :)

    OdpowiedzUsuń
  3. I mi ta książka nie do końca podeszła. Dałam jej ocenę 3/6... A miałam nadzieję, że to będzie fajna lektura.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam i uważam, że było to całkiem miłe spotkanie z autorką :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Mimo Twojej opinii nadal z chęcią bym ją przeczytała... Może nie tak szybko, ale jeśli trafi się okazja to dowiem się co to jest ^^

    OdpowiedzUsuń
  6. Być może po niedzieli dotrze i do mnie, więc będę miała okazję sama się przekonać. Mam jednak świadomość, że paranormal jaki jest każdy widzi i raczej jakiejś wielkiej rewolucji nie przyniesie. Chyba, że ot tak na odprężenie popołudniowe. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Omijam szerokim łukiem. "W kolorze krwi" [pierwsza część] też nie grzeszy oryginalnością, ale to najlepsza powieść o romansie między człowiekiem a bestia, jaką czytałem ;) Polecam - jedna z moich ulubionych książek ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Przynajmniej główna bohaterka ma ładne imię :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ta książka niebawem pewnie i u mnie zagości... Nie ukrywam, że spodziewałam się jednak czegoś lepszego, ale zobaczymy co to będzie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie ciągnie mnie do tej pozycji ani troszeczkę.

    OdpowiedzUsuń
  11. A zapowiadało się naprawdę ciekawie :/

    OdpowiedzUsuń
  12. Słaba warstwa językowa skutecznie mnie odstrasza. No i ten beznadziejny schemat superekstraprzystojny młodzieniec. Odchodzę od takich powieści bez żalu.

    OdpowiedzUsuń
  13. Od razu, gdy tylko przeczytałam o tej książce wiedziałam, że to nie dla mnie, nadal czytam paranormale, ale już wiem, co lubię, a na pewno nie jest to schematyczność. Książka trochę kojarzy mi się z Szeptem, trochę ze Zmierzchem, trochę z Pamiętnikami Wampirów, takiej mieszanki mój mózg może nie wytrzymać.

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Słyszałam już o niej. Ale nie miałam jakoś na nią ochoty. Widać, że miałam rację..
    Tak w ogóle też tak ostatnio mam, że typowe paranormal romance już tak mi nie pasuje.

    OdpowiedzUsuń
  15. Zdecydowanie spasuję.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie lubię schematyczności, cukierkowatości, a słaby język skutecznie zamyka perspektywy sięgnięcia po tę pozycję :)

    OdpowiedzUsuń

Oczywiście za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna, więc skoro już tutaj jesteś, zostaw po sobie ślad ;)