Tytuł: Clockwork Princess
Autor: Cassandra Clare
Seria: The Infernal Devices
Wydawca: McElderly Books
Liczba stron: 498
Moja ocena: 10!/10
"Pamiętam, co mi kiedyś
powiedziałaś - dodał Will. - Że słowa mogą nas zmienić. Twoje mnie zmieniły,
Tess. Sprawiły, że jestem lepszym człowiekiem, niż mógłbym być. Życie jest jak
książka i przede mną jeszcze tysiąc stron, których nie przeczytałem. Nie umrę,
póki razem z tobą nie przeczytam ich tyle, ile zdołam..."
Pożegnania nigdy nie są łatwe. Zauważyliście, jak ciężko
jest powiedzieć „żegnaj”? Nie mam tutaj na myśli tylko o relacji
międzyludzkich. Teraz są przecież telefony, internety i cała reszta urządzeń
ułatwiających kontakt, ale nie o tym chciałam dzisiaj powiedzieć. A co z
bohaterami z książek? Do nich nie można tak po prostu zadzwonić… Między innymi
dlatego tak długo odwlekałam napisanie tej recenzji. Oznaczałoby to już
definitywne „time to say goodbye” z Tessą, Willem oraz Jemem. Nawet teraz, po
miesiącu od przeczytania książki nawet nie dopuszczam do siebie takiej myśli. A
może ja po prostu nie chcę się żegnać?
„- Wiara – powiedział Jem. –
Wiara w to, że jesteś lepszy niż ci się wydawało. Przebaczenie, byś nie musiał
wiecznie siebie karać. Zawsze cię kochałem, Will, nieważne, co zrobiłeś. I
teraz potrzebuję, byś zrobił dla mnie to, czego sam nie mogę zrobić dla siebie.
Abyś był moimi oczami, gdy ich nie mam. Abyś był moimi rękoma, gdy nie mogę
użyć własnych.1 Abyś był moim sercem, kiedy moje przestanie bić....”
Nasze kochane Wydawnictwo MAG tak długo zwlekało z wydaniem
„Mechanicznej Księżniczki”, że nawet ja postanowiłam sięgnąć po oryginał.
Owszem, bałam się, że słownictwo będzie zbyt górnolotne (w końcu to Clare) jak
na moje możliwości, ale ostatecznie stwierdziłam, że nic mnie to nie obchodzi.
A kiedy Marcepankowa czyta książkę w oryginale, to wiedz, że coś się dzieje.
Przyznaję się, nie zrozumiałam pewnie ponad połowy słów, nawet z pomocą słownika, ale nie miało to żadnego wpływu na moje wrażenia. Ważne, że Cassie przekazała mi wszystko, co chciała, bo ten niewielki odsetek, który był dla mnie jasny już i tak był w stanie sprawić, że mniej więcej od połowy książki ryczałam jak głupia. Nie liczyło się dla mnie już, że nie znam połowy słownictwa, nie liczyło się to, że łzy zamazują mi literki. Byłam tylko ja, Tessa, Will i Jem.
Przyznaję się, nie zrozumiałam pewnie ponad połowy słów, nawet z pomocą słownika, ale nie miało to żadnego wpływu na moje wrażenia. Ważne, że Cassie przekazała mi wszystko, co chciała, bo ten niewielki odsetek, który był dla mnie jasny już i tak był w stanie sprawić, że mniej więcej od połowy książki ryczałam jak głupia. Nie liczyło się dla mnie już, że nie znam połowy słownictwa, nie liczyło się to, że łzy zamazują mi literki. Byłam tylko ja, Tessa, Will i Jem.
„- Wiesz, kiedyś myślałem, że
moglibyśmy zostać przyjaciółmi - powiedział Lightwood. - A ja kiedyś myślałem,
że jestem fretką, ale okazało się, że to tylko zamroczenie opium - odparował
Will. - Wiedziałeś, że ono właśnie tak działa? Bo ja nie.”
Muszę przyznać, że Cassandra jest mistrzynią w budowaniu
napięcia. Tak naprawdę do samego końca nie jesteśmy pewni niczego. Stało się to
już cechą charakterystyczną powieści Clare, ale „Mechaniczna Księżniczka”
dodatkowo podnosi porzeczkę. Znacie to uczucie, że kiedy czytacie genialną
książkę, to musicie czasami robić sobie przerwę, żeby powiedzieć „o kuuurde”?
Przy The Infernal Devices mam tak cały czas. Ciężko to sobie wyobrazić, ale
możecie mi wierzyć. A najlepiej sami to sprawdźcie.
„Kimkolwiek jesteś, mężczyzną czy
kobietą, osobą silną czy słabą, zdrową czy chorą... Wszystkie te rzeczy liczą
się mniej niż to, co masz w sercu. Jeśli masz duszę wojownika, jesteś
wojownikiem. Te inne rzeczy to szkło, które otacza lampę, a ty jesteś światłem
w środku. Właśnie w to wierzę.”
Mam wielką ochotę na podziękowanie autorce za zwalczenie jej
żądzy zabijania głównych bohaterów choć z małym stopniu. Nawet pomimo tego,
cały czas bałam się o ich los, bo przecież nigdy nic nie wiadomo. Nie do tego
jednak zmierzam. A więc, chciałam tutaj publicznie powiedzieć „dziękuję”. Dziękuję
autorce za tak piękne, ale wbijające w fotel zakończenie, to przede wszystkim.
Tuż po przewróceniu ostatniej kartki naprawdę nie wiedziałam, co ze sobą
zrobić. W jednej chwili miałam ochotę ją uściskać, za chwilę zabić. Nawet teraz
nie do końca wiem, czy zakończenie mnie satysfakcjonuje. Takiego obrotu spraw
kompletnie się nie spodziewałam i nie za bardzo wiem, co o tym myśleć. Może
powinnam jeszcze trochę poczekać z tą recenzją i poszukać dobrych określeń?
Chociaż, chyba tak jest lepiej. Teraz przynajmniej widać, jak bardzo rozchwiana
jestem po lekturze „Mechanicznej Księżniczki”.
„-Lubię kaczki - wtrącił
dyplomatycznie Jem. - Zwłaszcza te z Hyde Parku. - Zerknął z ukosa na
przyjaciela. Obaj siedzieli na brzegu wysokiego stołu, z nogami zwieszonymi nad
podłogą. - Pamiętasz, jak próbowałeś kiedyś mnie namówić, żebym rzucił im piróg
nadziewany mięsem, bo chciałeś sprawdzić, czy uda się wyhodować rasę kaczek
kanibali?
-I zjadły go - przypomniał Will. - Krwiożercze małe bestie....”
-I zjadły go - przypomniał Will. - Krwiożercze małe bestie....”
Pomimo tego, że The Infernal Devices jest prequelem The
Mortal Instruments, zawsze będę powtarzać, że przygodę z Nocnymi Łowcami należy
zacząć od Miasta Kości. Osobiście, ogromną frajdę sprawiło mi cofnięcie się w
przeszłość, gdzie odnajdywałam ślady oraz połączenia pomiędzy obydwiema
seriami. Ktoś, kto nie zna jeszcze Clary i Jace’a pominie te pozornie
nieistotne szczegóły, nie kojarząc ich ze sobą. Lojalnie uprzedzam, że byłaby
to ogromna strata. Wystarczy wspomnieć tutaj na pierwszy rzut oka niewinną
wypowiedź Magnusa o czarnych włosach i niebieskich oczach. Ci, którzy czytali
zarówno The Infernal Devices, jak i The Mortal Instrument zapewne wiedzą, o
czym mówię i może nawet przyznają mi rację.
„- Odszkodowania- powiedział
nagle Jem, odkładając ołówek. Will spojrzał na niego zaintrygowany. - Czy to
jakaś gra? Rzucamy pierwsze słowo, jakie przyjdzie nam do głowy? W takim razie
moje brzmi: "genuphofobia" i oznacza irracjonalny strach przed
kolanami. - A jakie jest określenie na racjonalny strach przed irytującymi
idiotami?- wypaliła Jessamine.”
Wszyscy wiedzą, jak to jest z wielkimi finałami –
fajerwerki, zwroty akcji i ogólnie jazda bez trzymanki. Cassandra Clare wciąż
pozostaje przy tym schemacie, to wciąż pozostaje niezmienne. Jednak cały czas
mam wrażenie, że „Mechaniczna Księżniczka” różni się od poprzednich części. Nie
potrafię określić, w jakim stopniu zależy to tylko od mojego nastawienia, a ile
od rzeczywistej zmiany stylu autorki. Nie da się nie zauważyć, że w tomach
poprzednich Cassie skoncentrowała się na wątku Mistrza, natomiast część, która
teoretycznie powinna przynieść wszystkie odpowiedzi pełna jest miłosnych
uniesień głównych, ale też pobocznych, bohaterów. Osobiście, uwielbiam czytać o
perypetiach miłosnych, w które Cassandra wplata postacie, jednak miejscami
miałam wrażenie przesycenia. Nie obraziłabym się za więcej scen walk z
demonami, czy tytułowymi mechanicznymi maszynami Mistrza i po prostu więcej
Shadowhunters-style. Wiecie, co mam na myśli? Nie zmienia to jednak mojego
przekonania o nieomylności pani Clare i jestem w stanie w pełni jej zaufać –
widocznie to wszystko było potrzebne.
„Zawsze trzeba być ostrożnym z
książkami i z tym, co w nich jest, bo słowa mają moc zmieniania ludzi.”*
“Mechaniczna Księżniczka” była chyba najbardziej wyczekiwaną
przeze mnie premierą. Bardzo chciałam poznać wreszcie zakończenie, jednak nie
zwróciłam wtedy uwagi na jeden, ale za to bardzo istotny szczegół. W tym
przypadku, przewrócenie ostatniej karki nie oznaczało po prostu długiego
oczekiwania na kolejną część. To już był koniec, ale zanim to do mnie dotarło,
przeżyłam z bohaterami całą tę historię. Naprawdę, jeszcze nigdy nie czytałam
tak emocjonującej książki. Żadna powieść tak mnie nie wciągnęła, a także żadna nie
wycisnęła ze mnie tylu łez, czego nawet ja sama nie potrafię wytłumaczyć.
Jednak jedno jest pewne; w ciągu trzech tomów opowiadających historię Tessy,
Willa i Jema płakałam razem z nimi, śmiałam się, nienawidziłam. Teraz tylko
tęsknię, ale chyba zawsze tęsknić będę. Podsumowując, żyłam tą historią całą
sobą, a przecież właśnie dlatego tak bardzo kochamy czytać…
· * Wszystkie cytaty pochodzą z tych książek:
Mechaniczny Anioł, Mechaniczny Książe, Mechaniczna Księżniczka (seria Piekielne
Maszyny)
nigdy nie zrozumiem co Wy widzicie w książkach Clare, ja ledwo przebrnęłam przez pierwszy tom.. no, ale dzisiaj się dowiedziałam, że jestem prawdopodobnie jedyną osobą, której jej książki nie odpowiadają (haha, dzięki Rosemarie ;D), więc może i nic dziwnego ;P
OdpowiedzUsuńPierwsze dwie części posiadam i widzę, że powinnam się za nie jak najprędzej zabrać :)
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszą część, ale po kolejne oczywiście sięgnę! Uwielbiam Cassie za to, jak wspaniały świat stworzyła. Jestem świeżo po 5 części Darów, a jak sobie pomyślę, że tyle trzeba czekać na 6 i ostatnią, to aż nie mogę uwierzyc.;)
OdpowiedzUsuńO mój Boże, Boże, Boże! Po Twojej recenzji sama mam ochotę polecieć do empiku i kupić oryginał! Miałam zamiar to zrobić, ale podobnie jak Ty bałam się, że wiele nie zrozumiem, ale w sumie to nie ma takiego znaczenia, że iluś tam słów nie będę znała, liczy się całokształt. Jeju, muszę to po prostu przeczytać, umieram z ciekawości jak potoczą się losy bohaterów! Naprawdę już nie wytrzymam. A Cassandra jest mistrzynią i koniec, kropka!
OdpowiedzUsuńChwilowo nie stać mnie, by zabrać się za tę serię w języku polskim (mam jednak dwie części w oryginalne) acz wprost nie mogę się doczekać aż je dopadnę!
OdpowiedzUsuńA po Twojej recenzji naszła mnie tylko jeszcze większa ochota na powrót do twórczości Clare ;)
Czytałam tylko pierwszą część, bo byłam zafascynowana "Darami Anioła". Jakoś nie miałam okazji skończyć serii Mechanicznego Anioła, może kiedyś?
OdpowiedzUsuńOoO lubię tą piosenkę <3
Niestety nie znam jeszcze żadnej książki tej autorki, więc nie mogę się odnieść, chociaż recenzja bardzo zachęcająca :)
OdpowiedzUsuńJestem strasznie ciekawa tego tomu, ale jakoś jeszcze przetrzymam do polskiej premiery :) A przynajmniej taką mam nadzieję :P
OdpowiedzUsuńMi do gustu nie przypadł już pierwszy tom, więc sobie odpuszczę również kontynuacje ;P
OdpowiedzUsuńCzytałam pierwszą część, aż tak jakoś wybitnie nie wywarła na mnie ogromnego wrażenia, ale jak będę miała okazję to może sięgnę po kolejne części.. Kto wie, może mnie oczarują :)
OdpowiedzUsuńCzytałam, czytałam i jestem twórczością Cassandry Clare równie zauroczona, jak i ty : )
OdpowiedzUsuńWspaniała recenzja ; )
Chcę *_* Boszz dwa pierwsze tomy są genialne! Ja uwielbiam Clare i każdą jej książkę przeczytam, każdą :D Nawet w ciemno :)
OdpowiedzUsuńJesli ta ksiazka zrobila na was wrazenie to polecam Wam jeszcze lepsza pozycje- "Piata fale pozadania". Nie mozna sie od niej oderwac.
OdpowiedzUsuńJeju, po takiej recenzji muszę w trybie natychmiastowym sięgnąć po tę książkę :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam twórczość Clare, więc z pewnością i po tę jej książkę sięgnę :D
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą książkę!
OdpowiedzUsuńJej świetność psuje jedynie kiepska okładka.
Cieszę się, że przedstawiłaś jej o niebo lepszą zagraniczną wersję.