niedziela, 12 stycznia 2014

Zombie vs. blogerzy

Przegląd Końca Świata: Feed - Mira Grant
Tytuł: Feed
Oryginalny tytuł: Feed
Autor: Mira Grant
Tłumaczenie: Agnieszka Brodzik
Seria: Przegląd Końca Świata #1
Wydawca: SQN [Sine Qua Non]
Wersja: ebook
Moja ocena: 10/10

„Prawdy nie da się zabić.

Georgia Mason.
Wszystko da się zabić. Czasami tylko musisz w to strzelać tak długo, aż przestanie się ruszać. I nie wypada zbytnio rozmyślać o tym, co się zrobiło.
Shaun Mason"

Czy wiedza wyniesiona z klasycznych horrorów pomoże ludzkości przetrwać apokalipsę?

Rok 2014. Wynaleźliśmy lek na raka. Pokonaliśmy grypę i przeziębienie. Niestety stworzyliśmy też coś nowego, strasznego, coś, czego nikt nie mógł zatrzymać. Infekcja rozprzestrzeniła się szybko, wirus przejmował kontrolę nad ciałami i umysłami, wydając jedno tylko polecenie: jedz!

Upłynęło 20 lat. Georgia i Shaun Mason są na tropie największej historii w ich życiu – mrocznej konspiracji stojącej za infekcją. Prawda musi wyjść na jaw, nawet jeśli jest śmiertelna.

„Niepowodzenie w kwestii umierania jest zawsze godne pochwały.”

Zacznijmy dzisiejszą recenzję od obrazka poglądowo-edukacyjnego:

Co chcę powiedzieć przez ten obrazek? Chodzi między innymi o to, że nawet na wykorzystanym już wcześniej wiele razy pomyśle można zbudować świetną książkę. Przecież jeśli coś przeniknęło już do kwejkowych obrazków, spokojnie można uznać to za zużyte.

„Wcześniej ludzie uważali blogowanie za domenę znudzonych nastolatków rozprawiających o swojej depresji. Niektórzy pisali o polityce i newsach, ale byli postrzegani głównie jako wariaci wierzący w teorie spiskowe  ludzie, których opinie są zbyt przepełnione jadem, by je rozpowszechniać. Blogosfera w żaden sposób nie zagrażała pozycji tradycyjnych mediów, nawet wtedy, gdy zyskała prawdziwy wpływ na arenie międzynarodowej. Dla nich byliśmy „osobliwością”. Wtedy jednak nadeszły zombie i wszystko się zmieniło. „Prawdziwe” media podlegały różnym prawom i regulacjom, podczas gdy blogerów ograniczała tylko prędkość, z jaką pisali na klawiaturze.”

Akurat w kwestii zombie Mira Grant nie popisała się kreatywnością – wirus Kellis-Amberlee nie wykazuje się oryginalnością. Mamy oczywiście epidemie, strefy kwarantanny, obowiązkowe badania krwi i służby porządkowe, które się tym zajmują, ale brakuje jakiegoś elementu, który Mira Grant dodała od siebie, czegoś, co wyróżniłoby jej książkę. Mogłabym za to zjechać książkę, a co mi tam. Najlepsze jest jednak to, że w tej książce wcale nie chodzi o zombie. Tak, chcę właśnie powiedzieć, że w książce o zombie, rzeczone zombie są TYLKO dodatkiem. Niespodzianka. Więc o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi? Tutaj ujawnia się ten autorski element pani Grant– blogerzy. Jedno mogę Wam na pewno powiedzieć; „Feed” nie jest horrorem. Fani tego gatunku być może będą tym zawiedzeni, bo na przestrzeni całej powieści przewijają się może ze trzy sytuacje, które postronny obserwator mógłby uznać za straszne. W pozostałej części mamy do czynienia z formą typową dla thrillerów – jest jakiś spisek okraszony nieprzyjemnymi konsekwencjami, który nasi bohaterowie muszą rozwikłać. A to wszystko na tle rozgrywającej się kampanii prezydenckiej, którą Georgia, Shaun i Buffy relacjonują w sieci. Uroczo. I to właśnie ten blogerski element z powieści, która mogłaby się wdawać schematyczna, sztampowa (znowu zombie?), tworzy coś zupełnie świeżego i niepowtarzalnego.

„Wiedzą, że Shaun nie może być zombie. […] Do reanimacji trzeba mieć mózg.”
To nie są jedyne mocne strony książki. Co z genialnie zbudowanym światem? Co z perfekcyjnie wykreowanymi bohaterami (haj fajf, Shaun!)? A co z nieprzewidywalnymi wydarzeniami? Wartka akcja to jedno, ale zaskakujące zwroty potrafią zbić z tropu. Przyznam się szczerze, ostatecznego rozwiązania domyśliłam się mniej więcej w połowie. Ale to, że wiedziałam już, kto stoi za spiskiem, nie przeszkodziło autorce zostawić mnie czasami z wyrazem bezbrzeżnego zaskoczenia na twarzy. Akurat to Mira Grant robi fenomenalnie i chyba po raz pierwszy tak bardzo cieszę się, że autorka zostawiła sobie furtkę na następne części. Nie mogłabym znieść, gdyby cała historia skończyła się w takim momencie, jak stało się to na ostatnich stronach pierwszego tomu.
I ostatnie, najważniejsze. W „Przeglądzie Końca Świata” nie ma miejsca na romans. Georgia i Shaun nie randkują. Właściwie, to Georgia nawet nikogo nie dotyka, w przeciwieństwie do Shauna. Ale, pomimo to, w każdym zdaniu jest mnóstwo uczuć, zbyt wielkich jak na zwykłe słowa.

„Ameryka potrzebuje kogoś, kto nie boi się powiedzieć, że wolność człowieka kończy się tam, gdzie zaczyna się jego grób. Żadnej łaski, zero łagodności i żadnych ograniczeń w kwestii ochrony własności człowieka.”

Podsumowując, jestem pod wrażeniem dzieła Miry Grant. Na przestrzeni całej książki widać, że odbyła wyczerpujące poszukiwania pasujących elementów do swojej książki, żeby klimat powieści wydał się realistyczny, przede wszystkim w kwestii walki z epidemią – lekarze, epidemiolodzy, technicy i przede wszystkim blogerzy. A to tylko niektóre rzeczy, które czynią tę książkę tak fantastyczną. 


1 komentarz:

  1. Książka jest już na mojej półce i niebawem będę po nią sięgać. Po ten recenzji mam na nią jeszcze większą ochotę. Mam nadzieję, że i mi się spodoba! :D

    OdpowiedzUsuń

Oczywiście za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna, więc skoro już tutaj jesteś, zostaw po sobie ślad ;)