sobota, 29 marca 2014

Ja nauczę Q fokstrota!


  • Tytuł: Papierowe miasta
  • Oryginalny tytuł: Paper Towns
  • Autor: John Green
  • Tłumaczenie: Renata Biniek
  • Wydawca: Bukowy Las
  • Liczba stron: 393

"Pójdziesz do papierowych miast i nigdy już nie powrócisz."


Nastoletni Quentin Jacobsen spędza czas na adorowaniu z oddali żądnej przygód, zachwycającej Margo Roth Spiegelman. Więc kiedy pewnej nocy niegrzeczna Margo uchyla okno i, zakamuflowana jak ninja, wkracza na powrót w jego życie, wzywając go do udziału w tajemniczej i misternie zaplanowanej przez siebie kampanii odwetowej, Quentin oczywiście podąża za dziewczyną. Gdy ich całonocna wyprawa dobiega końca i nastaje nowy dzień, Quentin przychodzi do szkoły i dowiaduje się, że zagadkowa Margo w tajemniczych okolicznościach zniknęła. Chłopak wkrótce odkrywa, że Margo zostawiła pewne wskazówki i że zostawiła je dla niego. Podążając jej urywanym śladem, w miarę zbliżania się do celu Q odkrywa zupełnie inną Margo, niż ta, którą kochał i znał dotychczas.

"Świat pęka w szwach od ludzi, a każdego z nich możemy sobie wyobrazić, tylko że nieodmiennie tworzymy sobie o nich niewłaściwe wyobrażenia."

Ci mądrzy ludzie widzą w „Papierowych miastach” Johna Greena „fascynującą i inteligentnie skonstruowaną” powieść dla młodzieży. Doszukują się w niej „ekstrawaganckiej podróży i niesztampowego myślenia”. Jeszcze inni określają ją jako „zabawną i ekscentryczną historię szkolną”. No cóż, nie zaprzeczę, ci mądrzy ludzie mają sporo racji. A ja? Ja postaram się być kreatywna i spróbuję nawiązać w dzisiejszej recenzji trochę do mojej osobowości z uwagi na to, że Q i ja tak naprawdę mamy dużo wspólnego. No cóż, może poza tym, że Q nie za bardzo lubi tańczyć.

"Może zasługiwała na to, żeby o niej zapomniano. Jednak ja nie potrafiłem o niej zapomnieć."

Od 2:00

Po pierwsze, „Papierowe Miasta” były dla mnie jak fokstrot. Z definicji jest to taniec bardzo spokojny, przypomina raczej spacer. Z drugiej strony, uważany jest za najtrudniejszy taniec standardowy. Taka jest też akcja w książce Greena. Z pozoru wlecze się i przez większość czasu dzieje się stosunkowo mało, ale dopiero zwolnienie co jakiś czas (zupełnie jak w rytmie fokstrota) pozwala dostrzec wszystkie atuty. W książkach Greena zaletami są niewątpliwie wielopłaszczyznowe przesłania. Właśnie fokstrotowy rytm książki pozwolił mi zorientować się, na czym polega fenomen tego autora. Chodzi o to, że inni autorzy sypią uniwersalnymi prawdami, które co prawda można ładnie zacytować w recenzji, ale często nie można ich połączyć z fabułą. John Green potrafi wtedy zaserwować czytelnikowi to samo przesłanie, ale nie ubiera ich po prostu w słowa. To przecież byłoby zbyt mainstreamowe. John Green tylko naprowadza nas na odpowiedni trop, obrazuje to, wpakowując bohaterów w przeróżne sytuacje. Między innymi dlatego tego pisarza tak trudno zacytować – u niego przesłanie nie ogranicza się do jednego lub dwóch zdań. To, co chce przekazać czytelnikowi kryje się w całym epizodzie, a żeby ukazać wszystkie płaszczyzny wartych przemyślenia fragmentów, musiałabym przepisać tutaj całą książkę.

"Zawsze wydawało mi się absurdalne, że ludzie chcą się z kimś zadawać tylko dlatego, iż ten ktoś jest ładny. To jakby wybierać płatki śniadaniowe ze względu na kolor, a nie na smak. […] Ale nie jestem ładna, nie z bliska, w każdym razie. Na ogół im bardziej ludzie się do mnie zbliżają, tym mniej staję się dla nich atrakcyjna."

Od 2:40

Z kolei Margo (chociaż nie główna, to wciąż bohaterka bardzo ważna) kojarzy mi się z sambą.  W tym tańcu partnerzy poruszają się szybko dookoła parkietu. W wielu figurach tancerze także obiegają siebie dookoła, tak jakby jedno chciało przechytrzyć drugiego. W praktyce wygląda to jednak tak, że to partnerka ma być tą ważniejszą, bardziej wyeksponowaną. Facet jest tylko dodatkiem. Czy to nie przypomina trochę tego, jak Margo postępuje w relacji z Q? Chłopak przez większość czasu mógłby dla niej nie istnieć, jednak kiedy przychodzi jej na myśl strzelić pospolitego focha, to właśnie Q jest pierwszym, którego może wykorzystać. Sama nie wiem, po co to całe zostawianie wskazówek, wodzenie za nos. Mówiąc wprost – robi z Quentina debila, a ten jej na to pozwala. Co te kobiety robią z mężczyznami… Co tu jednak długo mówić, o ile egoizm Margo jest dla mnie nie do przyjęcia, to ze wzruszeniem patrzyłam jak Q gotowy jest gotowy przejechać przez pół kraju tylko dla niej. To słodkie ^^

"Pamiętaj, że czasami nasze wyobrażenie drugiej osoby niewiele ma wspólnego z tym, kim ona naprawdę jest."


Od 1:50

Spójrzmy na to od strony Q. Z tej perspektywy relacja z Margo kojarzy mi się z rumbą. To w końcu taniec miłości, prawda? Partnerka w rumbie kusi i wymyka się, zaś partner prezentuje swą wybrankę i podejmuje jej grę. Ten opis idealnie psuje do Q! Od dzieciństwa jest zauroczony swoją sąsiadką Margo Roth Spiegelman. Kiedy byli mali, połączyła ich wspólna przygoda. Od tego czasu Q podziwia odwagę dziewczyny, ale niewinne dziecięce zauroczenie trwa i trwa, aż bohaterowie osiągają wiek nastoletni. W tym czasie drogi rówieśników zdążyły się rozejść. Margo jest najpiękniejszą i najpopularniejszą dziewczyną w szkole, Q przemyka bocznymi korytarzami. Niezwykłe jest to, przez jaki długi okres Q potrafił pielęgnować swoje wyobrażenie o Margo, które nie pozwala mu spojrzeć prawdzie w oczy: ani Margo, ani Q nie są już tymi samymi dzieciakami, także ich więź się zmieniła. Ku rozpaczy Q, nie na lepsze… Stary, czasami trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. A jednak, było to na swój sposób urocze – to, jak Quentin wciąż próbuje do niej dotrzeć, jednak Margo wciąż ucieka. Tyle z tego dobrego, że przynajmniej możemy podziwiać bohatera za wytrwałość.

„Jeśli ktoś mi kiedyś powie, że został ostatni dzień życia, udam się prosto ku świętym korytarzom Winter Park High School, gdzie jeden dzień zwykł trwać tysiąc lat.”

Od początku :)

Żeby utrzymać się w klimacie tanecznym, przyjrzyjmy się najlepszym kumplom Quentina – Benowi i Radarowi. Jak dla mnie, najbardziej pozytywny (w sensie, zabawny, wesoły) element „Papierowych miast”. Jaki taniec bym im przyporządkowała? Zdecydowanie jive – idealnie odzwierciedla żywiołowy charakter chłopaków. Reprezentatywną cechą tego tańca są szybkie kopnięcia, tak zwane kicki, które tutaj utożsamiam z tym, jak Ben i Radar potrafią działać na głównego bohatera. Do tego po prostu trzeba mieć talent, żeby rozsiewać wokół siebie taką aurę, że nawet największy mruk świata się zaśmieje. I jak tu ich nie kochać? Zwłaszcza, że kiedy trzeba, nawet potrafią być poważni. Ale wtedy, kiedy nie muszą, rozładowują atmosferę, dzięki czemu nawet książka tak napakowana przesłaniami potrafi wywołać uśmiech na twarzy czytelnika.

"Nic nigdy nie zdarza się tak, jak to sobie wyobrażamy. [...] Z drugiej strony, jeśli sobie niczego nie wyobrażasz, nigdy nic się nie wydarza."

Zostawmy metafory. Ogólnie rzecz biorąc, wydawcy przypadkiem wyszła dobra kolejność wydawania książek Johna Greena. Zaczęli od „Gwiazd naszych wina”, od książki fenomenalnej, która przysporzyła autorowi rzeszę fanów na polskim rynku. Chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że wszyscy byliśmy zauroczeni historią Hazel do tego stopnia, żeby w ciemno brać kolejne książki Greena. Po „Papierowych miastach” moje zdanie wcale się nie zmieniło, wciąż uważam amerykańskiego pisarza za jednego z lepszych piszących dla młodzieży, bo historia Q i Margo może nie przebija „Gwiazd naszych wina”, ale to wciąż mocna literatura, a na takiej należy się skupiać.

MOJA OCENA: 8/10

„Ja: Ale szczury.
Ja: No tak, ale wygląda na to, że trzymają się sufitu.
Ja: Ale jaszczurki.
Ja: Daj spokój. Gdy byłeś mały, ciągałeś je za ogony. Nie boisz się jaszczurek.
Ja: Ale szczury.
Ja: Szczury tak naprawdę nie mogę cię zranić. One bardziej się boją ciebie niż ty ich.
Ja: No dobrze, ale co ze szczurami?
Ja: Zamknij się.”

6 komentarzy:

  1. za dużo się kreatywnej piosenki naoglądałaś, koleżanko :D
    super pomysł, chociaż ja wciąż wolę kujawiaki i oberki;)
    a książka świetnaa ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To po prostu trzeba polubić ^^ Ale matma wciąż pierwsza.

      Usuń
  2. Ale fajny pomysł! A z twórczością Greena muszę sie koniecznie zapoznać!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skojarzyło mi się, jak Q zaczął kiedyśtam nawijać o takim epizodzie w szkole tańca, właśnie o fokstrocie :D Taniec towarzyski nie jest mi obcy, więc postanowiłam zrobić w tym stylu recenzję :)

      Usuń
  3. Bardzo oryginalna recenzja - lubię to!
    "Papierowe miasta" miałam już okazję czytać i książkę tę zaliczam do moich ulubionych (zresztą jak wszystkie książki Greena). Pozycja zdecydowanie godna uwagi ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Książka jest na liście must have i nie mogę się doczekać, kiedy do mnie trafi ;)
    Poprosiłabym kogoś na urodziny, ale musiałabym zbyt długo czekać, więc pozostają pewnie WTK ;)

    OdpowiedzUsuń

Oczywiście za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna, więc skoro już tutaj jesteś, zostaw po sobie ślad ;)