niedziela, 4 stycznia 2015

Amerykański sen o świętach

Tytuł: W śnieżną noc
Autorzy: Lauren Myracle, Maureen Johnson, John Green
Tłumaczenie: Magda Białoń-Chalecka
Tytuł oryginału: Let It Snow
Wydawnictwo: Bukowy las
Data wydania: 19 listopada 2014
Liczba stron: 312

Punktem wyjścia jest burza śnieżna, która w Wigilię kompletnie zasypuje miasteczko Gracetown. Na tle lśniących białych zasp pięknie prezentują się prezenty przewiązane wstążeczkami i kolorowe światełka połyskujące w nocy wśród wirujących płatków śniegu.

Śnieżyca zamienia małe górskie miasteczko w prawdziwie romantyczne ustronie. A przynajmniej tak się wydaje… Bo przecież przedzieranie się z unieruchomionego pociągu przez mroźne pustkowia zazwyczaj nie kończy się upojnym pocałunkiem z czarującym nieznajomym. I nikt nie oczekuje, że dzięki wyprawie przez metrowe zaspy do Waffle House uda się odkryć uczucie do wieloletniej przyjaciółki. Albo że powrót prawdziwej miłości rozpocznie się od nieprzyzwoicie wczesnej porannej zmiany w Starbucksie. Jednak w śnieżną noc, kiedy działa magia Świąt, zdarzyć może się wszystko…


W dużym skrócie: “W śnieżną noc” zaczęło się całkiem dobrym akcentem, ale im dalej w las, tym gorzej. Historia Maureen Johnson była zabawna, Johna Greena również (ale w jego specyficznym stylu), natomiast opowiadanie Lauren Myracle było po prostu nędzne.

Część Maureen Johnson przywoływała półuśmieszek, czy to z sytuacji skłaniających do chichotu, czy po prostu takich niedorzecznych, oczywiście z dobry sposób. Postać Jubilee bardzo przypadła mi do gustu, bez względu na czasami skrajnie szalone zachowania. A może to właśnie to ją tak do mnie przyciąga? Nie da się jednak ukryć, że Jubilee to materiał na nazwę linii metra, a nie na imię, ale, pfff, kto bogatemu zabroni być oryginalnym. „Podróż wigilijna” to takie urocze opowiadanie w świątecznym klimacie, tak bym to ujęła. Nie spodziewajcie się tam wzniosłych morałów, ani, co gorsza, logicznego przebiegu akcji. Właściwie, to logiki brakuje na przestrzeni całej książki, ale to właśnie część jej uroku.

Szczerze się przyznam, że opowiadanie Greena mnie trochę denerwowało. Nie zrozumcie mnie źle, ale chciałabym polubić je bardziej, ale wydaje mi się, że chyba nie jestem aż tak przygodowa, jak zakładałby autor. Wykreowani przez niego bohaterowie byli, najprościej rzecz ujmując, idiotami. Co najgorsze, ich głupie popisy tak naprawdę budowały jedyny wątek. I to wszystko dla… Cheerleaderek. Johna Greena zazwyczaj uwielbiam, dlatego byłam trochę zawiedziona. Spodziewałam się po nim czegoś bardziej inteligentnego.

W porównaniu z Lauren Myracle, opowiadanie Greena było fantastyczne. „Święta patronka świnek” była tak beznadziejna, że chciałam je jak najszybciej skończyć. Szkoda, że to właśnie tej autorce przypadło napisanie finału wszystkich opowiadań, bo być może odpuściłabym sobie jej część. Poczynając od egoistycznej bohaterki (ja wiem, że z tego miał być morał, że tak mamy nie postępować, ale podpor do niego była tak słaba, że nie mamy o czym mówić), aż do jej rzekomej przemiany, wszystko w tym opowiadaniu mnie denerwowało. Że co, że niby magia świąt sprawiła, że Addie przestała myśleć tylko o sobie? Wyczuwam kicz na kilometr. Poprzedni autorzy tak ładnie wkomponowali się nawzajem w swoje historie, że aż żal mi było patrzeć, kiedy finał w wykonaniu Myracle, który miał scalać wszystkie trzy opowiadania, tylko pozostawiał po sobie niesmak. Ocena byłaby wyższa, gdyby ostatnia część „W śnieżną noc” zgrabnie podsumowywałaby całość, ale tak niestety się nie stało.

MOJA OCENA: 7/10

4 komentarze:

  1. Hm.. Dużo słyszało się o autorze Johnie Green i książki, które też napisał nie tylko sam, ale i z tymi autorkami. Czy sięgnę? nie wiem. Na razie nie mam przekonania. Może kiedyś spróbuję i przeczytam.

    OdpowiedzUsuń
  2. jak dla mnie Green był właśnie najlepszy z tych trzech, no byli idiotami, oczywiście, ale przy tym jednak było zabawnie, o wiele bardziej niż w pierwszym. a trzeciego chyba nie muszę komentować :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To opowiadanie nie było złe, ale akurat od niego spodziewałam się czegoś bardziej wyszukanego...

      Usuń
  3. Ile ludzi, tyle opinii! Trzeba po prostu przekonać się na własnej skórze. :)

    OdpowiedzUsuń

Oczywiście za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna, więc skoro już tutaj jesteś, zostaw po sobie ślad ;)