wtorek, 14 lutego 2012

"Przyrzeczeni" Beth Fantaskey

Tytuł: "Przyrzeczeni"
Oryginalny tytuł: "Jessica's Guide to Dating on the Dark Side"
Autor: Bath Fantaskey
Tłumaczenie: Anna Płocica
Wydawca: Nasza Księgarnia
Liczba stron: 401

Jesteśmy sobie przyrzeczeni od dnia narodzin"

Ostatnio większość książek łączy jeden temat przewodni – wampiry. Mnie osobiście, już się one przejadły, ale postanowiłam dać im jeszcze jedną szansę w postaci „Przyrzeczonych” autorstwa Beth Fantaskey. Spotkałam się z wieloma pozytywnymi recenzjami, więc gdy tylko pozycja pojawiła się w mojej bibliotece, postanowiłam wypożyczyć i wyrobić sobie o niej własne zdanie.

Świat Jessiki staje na głowie, gdy w szkole pojawia się intrygujący uczeń z wymiany międzynarodowej, Lucjusz Vladescu. Jest arogancki, irytujący i jak to zwykle w młodzieżówkach bywa, przystojny. Na domiar złego twierdzi, że Jessica (a właściwie Anastazja Dragomir) to rumuńska, wampirza księżniczka i na mocy przestarzałego świstka papieru podpisanego przez ich rody, są zaręczeni. Dziewczyna jest tym faktem zażenowana i nie chce w to wierzyć, ale czytając „Przewodnik dla nastoletnich wampirów po miłości, zdrowiu i emocjach” nachodzą ją wątpliwości…

Pod względem bohaterów, zostałam pozytywnie zaskoczona. Lucjusz, być może i posiada solidnie tępioną przeze mnie cechę ‘idealnego’, ale tutaj nie kłuło to tak oczy.  Vladecu swoją nienaganną etykietą, szarmancką i miejscami arogancką postawą, od pierwszych stron zaskarbił sobie moją sympatię. O nienagannym (może trochę przestarzałym) zachowaniu świadczą rzucane co rusz słowa, w stylu ‘zaiste’. Czasami nie mogłam się nadziwić Jess, że go odtrącała. Normalnie ciacho, jak się patrzy. Na postaci Jessiki także skupiły się moje pozytywne odczucia. Beth Fantaskey serwuje nam tutaj mocno stąpającą po ziemi nastolatkę, której nie imają się cechy typowej „czytadłowej” dziewczyny. Autorka obdarzyła ją dosyć oryginalną cechą. Otóż w chwilach stresu Jess liczy. Tak, jest prawdziwą pasjonatką matematyki i wszystkiego, co z nią związane. Być może niektórzy uznają, że to głupie, jednak dla mnie to bardzo ciekawa (i nawet przydatna) cecha. I tutaj pojawia się pytanie, czy nastolatka wychowywana w Ameryce, to dobry materiał na czarującą, wampirze księżniczkę? Na razie owa nastolatka potrafi w iście królewski sposób zdzielić adoratora widłami po głowie, ale liczą się dobre chęci, prawda?

Opowieść obfituje jeszcze w szeroką gamę bohaterów drugoplanowych. Cieszę się, że autorka nie zastosowała tutaj zasady ‘minimum’. Zauważyłam, że to dość częste, pewnie żeby czytelnik nie musiał się męczyć przy zapamiętywaniu imion. Jak już mówiłam, w „Przyrzeczonych” spotkamy się z Mindy, Jakiem, Frankiem, Dorinem, Faith. Każda z tych postaci jest bardzo dobrze wykreowana i idealnie mogę sobie wyobrazić osobowość każdej z nich.

Narracja prowadzona jest z punktu widzenia Jessiki, w narracji pierwszoosobowej. Jess nie stroni od żartów, co stale wywołuje uśmiech na twarzy czytelnika, a ja już chyba zdobyłam tytuł wariatki, sądząc po spojrzeniach domowników. Bardzo podobał mi się też pomysł przedstawiania całej sytuacji także z punktu widzenia Lucjusza. Dzięki listom pisanym co jakiś czas do wuja Wasyla pozostałego Rumunii, śledzimy, jak wyglądało wszystko z perspektywy chłopaka. W tych pisanych pospiesznie notatkach Lucjusz relacjonuje przebieg sytuacji, ale także  ocenia amerykańską kulturę, na swój wyrafinowany sposób.

Powieść wciąga od pierwszej strony. Wiele razy składałam samej sobie przysięgę, że ‘jeszcze tylko jeden rozdział’.  Oczywiście skończyło się na tym, że „Przyrzeczonych miałam za sobą już po jednym dniu. Naprawdę nie mogłam się od niej wprost oderwać. Zapewne jest to zasługa niezwykłego humoru, a przede wszystkim Lucjusza, którego z miejsca wpisuję w szereg Jace’ów, Patchów, Ash’ów i nie wiadomo kogo jeszcze. Tak, ta książka ma w sobie po prostu ‘to coś’, co sprawia, że niełatwo będzie mi zapomnieć o perypetiach (także uczuciowych) Jessiki.

„Przyrzeczonych” polecam wszystkim pragnącym miłego popołudnia, a także zniesmaczonym utworzonym po lekturze Zmierzchu wizerunkiem wampira. Beth Fantaskey połączyła w swojej książce kilka wzorów krwiopijcy, co dało piorunujący efekt, na długo zapadający w pamięć. Nieprzypadkowo recenzja pojawia się dzisiaj, wszak obchodzimy Walentynki. Lektura idealnie sprawdzi się dla singli – zabawnie opisane miłosne perypetie rozbawią i pozwolą miło spędzić czas. Oczywiście, poprzednia zasada nie odnosi się do wszystkich, każdy znajdzie w „Przyrzeczonych” coś dla siebie. Podsumowując mój wywód, bardzo dobrze bawiłam się przy książce Beth Fantaskey, a teraz pozostaje mi tylko ubolewać nad brakiem drugiej części. Naprawdę szkoda, że się na nią nie zanosi, bo chętnie zanurzyłabym się znów w świat Jessiki Packwood.

5 komentarzy:

  1. Czytałam i całkiem mi się podobało. Bardzo przyjemna książka :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Szczerze, to nigdy nie byłam zniesmaczona po lekturze "Zmierzchu". Nie ukrywam, że naprawdę przypadła mi do gustu, jednak nie chciałam pisać o tym.
    Z początku podchodziłam do tej pozycji z rezerwą, zwłaszcza, że wampiry mi się już przejadły, ale po tak pozytywnej recenzji nie mogę chyba przejść obok niej obojętnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja podobnie jak Julia nie byłam zniesmaczona "Zmierzchem" za tą tą książką tak. Moim zdaniem ta książka była żałosna. Tyle z tego miałam dobrego, że istotnie przeczytałam szybko.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam, ale wampiry mnie raczej odrzucają...

    A druga część ma wyjść niedługo w Stanach (albo niedawno wyszła), więc nie smuć się :)

    OdpowiedzUsuń

Oczywiście za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna, więc skoro już tutaj jesteś, zostaw po sobie ślad ;)