sobota, 15 grudnia 2012

Po złej stronie sławy

Tytuł: Ostatnia spowiedź
Autor: Nina Reichter
Liczba stron: 375
Wydawca: Novae Res
Moja ocena: 9/10

"568 897 znalazło tu miłość, która nie ma początku i nie zazna końca. Miłość stworzoną z setek zdań i tysięcy słów, zmieniających jedno z tak wielu w jedno jedyne. Miłość, która nigdy się nie powtórzy, bo nie ma najmniejszej szansy na powtórzenie rzeczy tworzących zupełność.
8796 z nich nigdy nie zapomni momentu, kiedy spłynęła potokiem słów, łez i ludzi."[s. 5]

Bradin Rothfield jest gwiazdą. I to nie małą. Kobiety z całej Europy znają twarz tego niezwykłego dziewiętnastolatka. Wokalista, wraz z zespołem Bitter Grace, podróżuje po świecie, by spełniać swoje marzenie o karierze muzycznej. Jednak i on od czasu do czasu potrzebuje wytchnienia. Pewnego chłopak spóźnia się na przesiadkę i spędza kilka godzin na lotnisku. Lecz Bradin nie wiedział, iż będą to najniezwyklejsze godziny w jego życiu. Spędza je w towarzystwie Ally Hannigan, kobiety, która nie rozpoznaje w młodzieńcu idola nastolatek. Niestety. Spotkanie dobiega końca, a para zdaje sobie sprawę, iż nie spotkają się już nigdy więcej, ponieważ czują, że coś tworzy się między nimi.

„Bo nigdy nie pozwolę patrzeć wam na mój upadek.” [s. 12]

Zgadzając się zrecenzować „Ostatnią spowiedź” spodziewałam się jedynie ckliwego, schematycznego romansidła. Stwierdziłam, a co mi szkodzi, przeczytam, napiszę, co myślę i pewnie za chwilę zapomnę. Jak wspomniałam, wyobrażając sobie ogólny zarys fabuły, składał on się z elementarnych części romansu – spotykają się, idą ze sobą do łóżka, oboje się zakochują i jest pięknie. Potem zauważyłam, że historia rozrysowuje się inaczej, by finalnie stać się piękną i wzruszającą opowieścią. Tak, więc, idąc za pierwszym wrażeniem, byłam zaskoczona, że takie coś może mi się spodobać, później zaczęłam się zastanawiać, za co „Ostatnią spowiedź” tak polubiłam.
Mogłabym powiedzieć, że to przez fabułę – może i pomysł splecenia losów pozornie dwóch różnych charakterów rozdzielonych statusem społecznym nie raz się już przecież pojawiał, przez co powieść może wydać się początkowo przewidywalna. Jednak autorce udało się wpleść kilka świeżych, interesujących elementów, dzięki czemu ogół już na tak schematycznie nie wygląda. Wciąż możemy jednak bez problemu domyślić się kolejnych kluczowych wydarzeń. Myślę, że sekret tkwi w tym, jak Nina Reichner skupiła się na losach bohaterów. Bywają wzloty i upadki, chociaż nie zawsze jest pięknie, potrafią oni cieszyć się chwilą. Po dłuższym zastanowieniu stwierdzam, że chyba właśnie to zaważyła na moim pozytywnym odbiorze książki.

„Zabawne, jak rzeczy, które doskonale znamy, mogą nas zdumiewać. Potrafią zagubić i zniweczyć wygodny pryzmat rutyny. Zadziwiające, jak szczere emocje wybijają z naturalnego rytmu zwyczajnej powtarzalności.” [s. 164]

Podczas tych kilkuset stron możemy śledzić losy dwójki głównych bohaterów, Ally, i Bradina, których to losy połączył zwykły przypadek. Początkowo, nie trawiłam młodego rockmana, wydawał mi się taki jakiś… nijaki. Na szczęście później autorka przedstawiła go trochę lepiej, dzięki czemu zaczęłam w nim dostrzegać niemal same pozytywy. Niestety, z tutaj Reichter już trochę przesadziła, bo Bradin przestał być bohaterem realistycznym. Mimo tego, wciąż przyznaję, że fajnie byłoby spotkać kogoś takiego.
Dokładnie odwrotną sytuację miałam przy Ally – na początku wydawała mi się dobrze wykreowaną postacią, taką, jaką lubi są od razu. Miałam szczerą nadzieję, ze tak już pozostanie do końca, jednak w międzyczasie coś się zmieniło. Nagle stała się jakaś taka rozkapryszona, co zepsuło początkowe dobre wrażenie.

„Pytasz, co się z tobą stanie, a czy naprawdę nie widzisz, co dzieje się z tobą teraz?” [s. 178]

Wśród tylu dobrych stron, znalazłam kilka niedociągnięć. Pierwszym, które pojawiło się zaraz na początku, było to, że autorka postanowiła podpisać rozdziały imionami bohaterów, mówiącymi, z czyjego punktu widzenia prowadzona jest trzecioosobowa narracja. Niestety, później autorka nie trzymała się tego konsekwentnie i w związku z tym opatrzone w ten sposób są dokładnie dwa rozdziały. Zrozumiałe było postawienie imienia przed swego rodzaju prologiem – tam występuje opowieść Al w pierwszej osobie, natomiast dalej już nie jest to potrzebne. Może i się czepiam, ale takie jest moje zdanie.
W tak zwanym międzyczasie, pojawił się bardzo interesujący wątek. Ku mojemu zaskoczeniu, autorka nie rozwinęła go za bardzo, mimo, że miał on kluczowe znaczenie dla zakończenia książki. Już nawet nie chodzi mi o wypomnienie błędu, miałam tylko nadzieję na trochę więcej informacji o stalkerkach. A szczególnie o jednej konkretnej.

„Śpiewam dokładnie tak samo jak połowa ludzi na tej planecie, bo druga połowa śpiewa pewnie dużo lepiej, a jedyną różnicą między mną a nimi jest to, że ja zwyczajnie mam odwagę to robić, a oni nie.” [s. 192]

Wspomniane wyżej niedociągnięcia jakieś rażące nie były, za to plusów było dużo więcej, tak, więc „Ostatnią spowiedź” z czystym sumieniem mogę Wam polecić. Lekki język i jego przystępność, a także piękna oraz wzruszająca historia o zawiłościach losu sprawiają, że czytanie jest przyjemnością, a ładunek emocjonalny zawarty między słowami wyróżnia tę książkę spomiędzy innych. Swoją drogą, nie wiem, jak zniosę oczekiwanie na kolejny tom, bo zakończenie było zaskakujące i wreszcie dało mi coś, czego się nie spodziewałam. Poza tym, nigdzie nie mogę znaleźć żadnych informacji o następnych częściach, ale myślę, że akurat na tę książkę warto czekać. 


Książkę otrzymałam dzięki Panu Tomaszowi, który zajmuje się promocją tejże ksiażki na Facebooku. Bardzo dziękuję!
Możecie tam znaleźć najświeższe informacje o książce, a darmowy fragment możecie przeczytać tutaj.


W porozumieniu z Panem Tomaszem, mam dla Was konkurs. Do wygrania będą dwa egzemplarze tej właśnie książki. Warunkiem będzie jedynie zalajkowanie oficjalnego fanpejdża ksiażki, a o zwycięzcach zadecyduje los. Tak, więc, myślę, ze warto ;) Notki konkursowej oczekujcie za tydzień!


18 komentarzy:

  1. Wydaje się ciekawa, ale mam sporo książek do przeczytania, więc nie wiem czy po nią sięgnę.
    Zapraszam do mnie: ksiazka-w-reku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę już doczekać się lektury. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóż, mnie razej mało odpowiada, ale może znajdę specjalnie dla nietrochę trochę czasu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wydaje się być bardzo interesująca książką. Rozejrzę się za nią:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ciekawy blog. Na pewno bd tu często zaglądać
    zapraszam do mnie : http://niezapomniany-czas-czyli-o-ksiazkach.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie mogę się doczekać, kiedy książka wpadnie w moje ręce ^^
    A konkurs? Zaraz idę go oblukać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. A, no tak. Notka za tydzień, a ja już szukam info na stronie książki :P Ok, to za tydzień :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Super recenzja. :D Po prostu muszę zdobyć tą książkę! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. To już druga pozytywna recenzja na temat tej książki, którą czytam. Naprawdę zapowiada się ciekawie. Mam nadzieję, że jak najszybciej ją zdobędę.

    OdpowiedzUsuń
  10. O, to czekam na ten konkurs, bo całkiem ciekawie o niej piszesz, czemu by jej nie dorwać jak jest okazja :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mam w planach i to tych bliskich :)

    OdpowiedzUsuń
  12. oj głośno o tej książce, oj głośno. I dobrze :) bo według mnie to arcydzieło!

    OdpowiedzUsuń
  13. Nie no, kolejna pozytywna recenzja tej książki jaką czytam w przeciągu pół godziny! Nie mogę sobie odpuścić :D

    OdpowiedzUsuń
  14. świetna książka! niebanalna fabuła i kopalnia cytatów. recenzja od dzisiaj także u mnie. ;D

    OdpowiedzUsuń
  15. Koniecznie muszę przeczytać książkę i mam nadzieję, że dzięki konkursie, który zorganizujesz mi się to uda! :d

    OdpowiedzUsuń
  16. Ojoj kusisz mnie jeszcze bardziej:P

    OdpowiedzUsuń
  17. Co raz bardziej ciągnie mnie do tej książki :) Muszę ją dorwać w swoje ręce :D

    OdpowiedzUsuń

Oczywiście za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna, więc skoro już tutaj jesteś, zostaw po sobie ślad ;)