Tytuł: Nieskończoność
Tytuł oryginału: Everlasting. Der Mann, der aus der Zeit fiel
Autor: Holly-Jane Rahlens
Tłumaczenie: Klingofer
Anna
Seria: Poza czasem
Wydawca: Literacki
Egmont
Data wydania: 6
listopada 2013
Liczba stron: 456
"Czytanie
sprawia, że człowiek czuje się połączony z doświadczeniami innych i dzięki temu
mniej dziwny".
Jest rok 2264. Mroczna Zima już minęła. Średnia długość
życia to sto pięćdziesiąt lat. Większość prac wykonują roboty. Ludzie posługują
się mózgołączem, które pozwala im na zapisywanie wspomnień w globalnej bazie
danych. Zaimek osobowy „ja” wyszedł z użycia. W tym stechnokratyzowanym
społeczeństwie miłość jest czymś niepożądanym. Finn Nordstrom,
dwudziestosześcioletni historyk i tłumacz martwego języka niemieckiego zostaje
poproszony o zbadanie tajemniczego znaleziska – dziennika dziewczyny z XXI
wieku. Tymczasem w innej czasoprzestrzeni Eliana odwiedza ulubioną berlińską
księgarnię. Spotka w niej przystojnego mężczyznę, który nie wie… do czego służy
guma do żucia. Co połączy tych dwoje? Niezwykła opowieść o uczuciu rodzącym się
wbrew rozumowi. [źródło: lubimyczytac.pl]
Piękna okładka, wysokie oceny na lubimyczytac.pl i
zachęcający opis. To musi być dobra książka! … Fail.
Po pierwsze, fabuła wcale nie jest taka interesująca, na
jaką wygląda po opisie. Wydawca sugeruje w nim wspaniałą opowieść o wielkiej
miłości na przestrzeni wieków. Ciężko mi się z tym zgodzić, dla mnie opis
wyglądałby mniej więcej tak: Eliana w 2004 roku miała 14 lat i wtedy spotkali
się po raz pierwszy, zgodnie z zasadami matematyki, w 2007 ma 17 lat. A on
wciąż ma 26, bo sobie mieszka w 2065, do 2000' robi sobie wycieczki. Jak tak to
opisać, to to brzmi jeszcze głupiej. Ale czekajcie, to jeszcze nie koniec. Finn
wraca do swoich czasów, czeka u siebie dwa miesiące, potem wraca znowu do
Berlina, tym razem później. Teraz ona ma 17 lat, on wciąż 26 (pierwszy raz ją
spotkał jak miała 3 lata temu i to wcale nie jest dziwne, że od tego czasu w
ogóle się nie postarzał) No i teraz jest wielkie love story. The end. Ja wiem,
spec od marketingu ze mnie żaden, opis jest do bani, ale trafniej przedstawia
to, o czym tak naprawdę jest książka. Czyli o niczym.
Z tym wielkim love story to też nie do końca prawda. Przez
większość czasu główny bohater tylko siedzi i tłumaczy pamiętnik Eliany z
„wymarłego niemieckiego”. Kiedy już czasami wychodzi z domu, myśli tylko o
swojej pracy i nie zauważa, że atrakcyjna koleżanka usilnie stara się mu
zaimponować. Podsumowując, Finn to wielki pracoholik i introwertyk. Takim facetom
mówimy nie.
Aaaaaa, już wiem! To love story miało być pomiędzy nim a Elianą! Kto by się przejmował biedną Rouge. Problem w tym, że miłość Eliany i Finna nosi znamiona pedofilii, ponieważ dziewczyna ma lat 13, Finn wiecznie 26. Dlatego później robi się trochę mniej niepoprawnie politycznie, ponieważ dziewczynie przybywa lat, chłopakowi oczywiście nie. Magia? Nie, podróże w czasie odmładzają :) Aha, i scena „erotyczna” skończyła się na zsunięciu ramiączka sukienki, potem były wymowne trzy kropki. Czyli wersja ocenzurowana. Rozumiem, że cały wątek romantyczny miał być poetycki, ale do mnie to po prostu nie trafia.
Kiedy w książce jest chociażby wspomniane (a tutaj jak wół
na okładce, że rok 2667), że akcja toczy się w przyszłości, zawsze kluczową
kwestią jest dla mnie to, jak autor przedstawia swoją wizję świata za jakiś
czas. Pod tym względem na „Nieskończoności” również się zawiodłam, ponieważ
autorka postanowiła przemilczeć kwestię tak ważną jak świat przedstawiony.
Wprowadziła tylko kilka mądrze brzmiących neologizmów (transfokatory lunarne?),
które nic czytelnikowi zresztą nie dają, skoro przecież nie zna ich znaczenia. Z
nowinek technicznych pojawiają się tylko te cosie lunarne (wciąż nie wiadomo co
to) i roboty kuchenne, które chodzą i same robią posiłki. A, no i Internet we
łbie, ale to akurat byłoby całkiem fajne.
Kiedy skończyłam książkę, pomyślałam sobie tak: gruncie
rzeczy „Nieskończoność” wcale nie była taka zła, ale niestety do bólu
przewidywalna. W ogóle nie pokazano wizji przyszłości, nie było żadnych
zamieszań w chronologii… Zapomniałam jeszcze wspomnieć, że przez pierwsze 200
stron ciężko przebrnąć z uwagi na to, że kompletnie nic się nie dzieje. Ogólnie
tak: ktoś chciał zrobić z Trylogii Czasu New Adult, ale nie wyszło.
MOJA OCENA: 3/10
hahah, kocham jak coś tak mocno hejcisz, stajesz się taka ironiczna ♥
OdpowiedzUsuńPoza okładką nic mnie w niej nie urzekało, a po Twojej recenzji już wiem, że na pewno nie przeczytam...
OdpowiedzUsuńO nie... A ja tak marzyłam o tej książce!
OdpowiedzUsuńA mi książka się podobała...
OdpowiedzUsuńBędę omijać szerokim łukiem xd Nie lubimy pedofilii ;D
OdpowiedzUsuńHahaha, bardzo dobitna recenzja. Zdecydowanie nigdy nie sięgnę po tę książkę xD Koszmar.
OdpowiedzUsuńI przepraszam za ten spam, ale muszę o sobie przypomnieć, przepraszam! Wcześniej pisałam jako Olivia na zaczytana-zakochana.blogspot.com, a teraz po roku przerwy (ostatnia klasa, matura i te sprawy) przeniosłam bloga na http://gwyneirawolf.blogspot.com/ . Mam nadzieję, że mnie jeszcze pamiętasz :)
Mimo Twojej niskiej oceny - dam jej szansę.
OdpowiedzUsuńOjej, ups. Przyznaję się, chciałam kupić. Dobrze, że tego nie popełniłam. Choć może dam książce jeszcze szansę - może znajdę ją w bibliotece, ale na pewno nie wydam na nią pieniędzy. :)
OdpowiedzUsuńshelf-of-books.blogspot.com
Też byłam nią zawiedziona, liczyłam na coś lepszego, ale dużo czasu minie zanim ukaże się coś równie dobrego jak Trylogia K. Gier.
OdpowiedzUsuńMiałam ochotę przeczytać tę książkę i, mimo Twojej niskiej oceny, pewnie kieeeeedyś to zrobię :) Będę miała kolejny dowód na to, że pisarze (pisarki) książek młodzieżowych nie chcą demoralizować swoich czytelników nieprzyzwoitymi scenami :D
OdpowiedzUsuń