piątek, 30 grudnia 2011

„Lament. Intryga Królowej elfów” – Maggie Stiefvater


Tytuł: "Lament. Intryga królowej elfów"
Oryginalny tytuł: "Lament: The Faerie Queen’s Deception"
Autor: Maggie Stiefvater
Wydawca: Illuminatio
liczba stron: 320









„Lament” to pierwsza książka Maggie Stiefvater, z którą miałam okazję się spotkać. Słyszałam już o fenomenie „Drżenia”, więc  z ochotą zabrałam się do lektury. Czy „Lament” zaspokoił moje wymagania, czy to kolejna książeczka na jedno popołudnie?

Deirdre to nastolatka jakich pełno. Wyróżnia ją tylko niecodzienne imię. A, zapomniałam, gra jeszcze na harfie. Ma jednak pewien problem – przed każdym koncertem z nerwów musi opróżnić zawartość żołądka. Podczas jednej z takich chwili spotyka Luke’a (achh, jaka romantyczna sceneria…). Chłopak proponuje Deirdre grę w duecie. Ona na harfie, on na flecie. Jak nie trudno było się domyślić, Deirdre i Luke zakochują się w sobie. Później okazuje się, że Luke jest wysłannikiem wspomnianej w tytule królowej, która delikatnie mówiąc niszczy sobie konkurencję.

W tytule pojawia się słowo ‘intryga’, jednak ja w tej książce jej nie widzę. Autorka chciała stworzyć ją z nasłania Luke’a na Deirdre, gdyż tylko on z całej świty królowej może dotykać żelaza.

Bohaterowie nie są oryginalni. Jak już pisałam Deirdre wyróżnia tylko imię. Luke jest wyidealizowany. Dziewczyna sprawia wrażenie, że nie może bez niego wytrzymać, jej myśli zaprząta tylko Luke. Interesującą postacią jest James, przyjaciel Deirdre, który jednak chciałby być kimś więcej. Powieść zaczyna robić się mocno schematyczna, tworzy nam się trójkącik między tymi bohaterami. Wracając do Jamesa, jest on moją ulubioną postacią z tej ksiązki. Jest zupełnie inny niż stąpająca twardo po ziemi Dee. Nie tylko rozsmiesza Deirdre, ale także czytelnika. To dobra cecha. W „Lamencie” kluczową rolę odgrywają tez drugoplanowi Una, Eleanor i Piego-Świr. Nie są niestety one mocno nakreślone, przez co stają się praktycznie niewidoczni. Autorka postawiła na JAKŻE WIELKIE UCZUCIE Luke’a i Deirdre. Opisów miejsc nie znalazłam prawie wcale, a jeśli były, to bardzo krótkie. Czytelnik sam musi wyobrażać miejsca odwiedzane przez bohaterów.

Niejasne pozostaje dla mnie tez to, że najpierw Dee  wie tylko o awersji fejów do żelaza, chwilę później wie już wszystko (włącznie z mroczną przeszłością Luke’a, jak dumnie głosi okładka). Wolałabym również żeby narracja była trzecioosobowa, wtedy może lepiej poznalibyśmy odczucia Jamesa, a tak wszystko kręci się wokół zakochanej Dee.

Kończąc, „Lament” nie jest dziełem wybitnym, powieść oparta jest na utartych schematach. Jednak nie ukrywam, że dobrze bawiłam się podczas czytania. Może kilka aspektów kuleje, ale czyta się szybko i miło. Myślę, że zdecyduję się na drugą część zatytułowaną „Ballada. Taniec mrocznych elfów”, ale tylko dlatego, że będzie pisana z punktu widzenia Jamesa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Oczywiście za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna, więc skoro już tutaj jesteś, zostaw po sobie ślad ;)