Santa Olivia to miasteczko, które dla większości ludzi nie
istnieje. Nie ma go. W rzeczywistości znajduje się w strefie buforowej pomiędzy
Stanami Zjednoczonymi i Meksykiem. Jedynymi osobami mogącymi opuścić zapomniane
przez wszystkich miasto są żołnierze. Carmen Garron żyła tutaj od zawsze, bez
szansy na ucieczkę…
Heloł, to miała być opowieść o niejakiej Loup. Pomyliłam książki? Ale nazwisko się zgadza, może jeszcze nie jest ze mną tak źle. Czytam dalej. I rzeczywiście, kilka rozdziałów później pojawia się główna bohaterka. Nie jest to jeszcze początek akcji właściwej, gdyż ta zaczyna się dopiero, gdy Loup dorasta. Duża luka w czasie nie jest ogromnym problemem, ponieważ ten okres autorka przeznaczyła na swego rodzaju wprowadzenie. Szkoda, że tak naprawdę jest to jedyna większa możliwość na zapoznanie się ze scenerią, bo od tego momentu Carey kurczowo uczepiła się głównej bohaterki, więc jesteśmy zmuszeni do zadowolenia się obecnością Loup. Nie, żeby był to jakiś ogromny problem, ale szkoda, ze autorka nie poświęciła więcej miejsca na opisy scenerii, która, jak sami pewnie przyznacie, jest ciekawsza niż niepozostawiający po sobie wielkiego wrażenia bohaterowie. Oczywiście, opowiadając o Loup, autorka mimowolnie kreśli otoczenie tej bohaterki, jednak dla mnie było to wciąż za mało.
Podsumowując, Santa Olivia nie jest powieścią złą. Jak każda, ma swoje plusy i minusy, jednak z pewnego konkretnego powodu z pewnością zapamiętam ją na dłużej. Nie jest to wyszukany, pełen polotu język, ale morał, który za pomocą niego przekazała Jaqueline Carey. Santa Olivia to książka o cierpieniu, zniewoleniu i nieodpartej chęci wolności. Z tą myślą chciałabym Was zostawić, a ja tymczasem rozejrzę się za innymi powieściami tej autorki.
Heloł, to miała być opowieść o niejakiej Loup. Pomyliłam książki? Ale nazwisko się zgadza, może jeszcze nie jest ze mną tak źle. Czytam dalej. I rzeczywiście, kilka rozdziałów później pojawia się główna bohaterka. Nie jest to jeszcze początek akcji właściwej, gdyż ta zaczyna się dopiero, gdy Loup dorasta. Duża luka w czasie nie jest ogromnym problemem, ponieważ ten okres autorka przeznaczyła na swego rodzaju wprowadzenie. Szkoda, że tak naprawdę jest to jedyna większa możliwość na zapoznanie się ze scenerią, bo od tego momentu Carey kurczowo uczepiła się głównej bohaterki, więc jesteśmy zmuszeni do zadowolenia się obecnością Loup. Nie, żeby był to jakiś ogromny problem, ale szkoda, ze autorka nie poświęciła więcej miejsca na opisy scenerii, która, jak sami pewnie przyznacie, jest ciekawsza niż niepozostawiający po sobie wielkiego wrażenia bohaterowie. Oczywiście, opowiadając o Loup, autorka mimowolnie kreśli otoczenie tej bohaterki, jednak dla mnie było to wciąż za mało.
Podsumowując, Santa Olivia nie jest powieścią złą. Jak każda, ma swoje plusy i minusy, jednak z pewnego konkretnego powodu z pewnością zapamiętam ją na dłużej. Nie jest to wyszukany, pełen polotu język, ale morał, który za pomocą niego przekazała Jaqueline Carey. Santa Olivia to książka o cierpieniu, zniewoleniu i nieodpartej chęci wolności. Z tą myślą chciałabym Was zostawić, a ja tymczasem rozejrzę się za innymi powieściami tej autorki.
Moja ocena: 8/10
Pamiętacie, co pisałam o „Zamienionej”? Nom, ja też nie. A
to chyba nie wróży dobrze jej kontynuacji. Chociaż, z tego, co sobie
przypomniałam przed jej lekturą było to, ze przecież tak źle z kolei też nie
było. Dobrze, a w takim razie, co mam zrobić z „Rozdartą”? Z pewnością najpierw
przeczytać. A później napisać, że także i w tym przypadku nie było tak
tragicznie. Ale perfekcyjnie też nie. Koniec gadania, przejdźmy do konkretów.
Tak naprawdę, w przypadku drugiego tomu serii o Wendy wciąż nie ma się
specjalnie nad czym zachwycać, jednak jest kilka elementów, które ratują tę
serię. A na przykład sam pomysł na społeczeństwo Trylli. W tej części dowiemy
się więcej o tej krainie rodem z bajki oraz jej mieszkańcach. Jednak żeby nie
było zbyt różowo, na drodze Wendy pojawią się nowe tajemnice, czy problemy,
którymi trzeba się zająć, co czyni akcję wartką i niezatrzymującą się w
miejscu. Tak naprawdę, cały czas się coś dzieje, co w połączeniu z lekkim
językiem sprawia, że lektura jest szybka i przyjemna.
O, nie ponarzekałam jeszcze na wątek romantyczny. Czas najwyższy. W tej części relacje uczuciowe Wendy przechodzą na wyższy poziom, bo teraz aż 3 (słownie: trzech) facetów interesuje się naszą główną bohaterką. Czy to już nie jest lekka przesada? Na całe szczęście, autorka nie skupiła się tylko i wyłącznie na życiu miłosnym Wendy, co pozwala cieszyć się lekturą bez ironicznego uśmieszku na twarzy.
No, to tyle, jeśli chodzi o „Rozdartą”. Powiem tak: szału nie ma, ale też nie jest najgorzej. Jak dla mnie, najważniejsza jest wartka akcja, którą tutaj rzeczywiście znalazłam, więc czuję się nawet usatysfakcjonowana kontynuacją „Zamienionej”.
O, nie ponarzekałam jeszcze na wątek romantyczny. Czas najwyższy. W tej części relacje uczuciowe Wendy przechodzą na wyższy poziom, bo teraz aż 3 (słownie: trzech) facetów interesuje się naszą główną bohaterką. Czy to już nie jest lekka przesada? Na całe szczęście, autorka nie skupiła się tylko i wyłącznie na życiu miłosnym Wendy, co pozwala cieszyć się lekturą bez ironicznego uśmieszku na twarzy.
No, to tyle, jeśli chodzi o „Rozdartą”. Powiem tak: szału nie ma, ale też nie jest najgorzej. Jak dla mnie, najważniejsza jest wartka akcja, którą tutaj rzeczywiście znalazłam, więc czuję się nawet usatysfakcjonowana kontynuacją „Zamienionej”.
Moja ocena: 7/10
Natomiast doskonale pamiętam, jak bardzo zachwycałam się
Akademią Wampirów Richelle Mead. W tamtym okresie miałam już poniekąd dość
wampirów i całej tej ich otoczki, ale ktoś tak bardzo polecał twórczość tej
autorki, że nawet i ja się skusiłam… i przepadłam. Wszystkie sześć tomów
przeczytałam jednym tchem i nawet w tym krótkim czasie bardzo szybko zżyłam się
z Rose i jej przyjaciółmi. Dlatego byłam trochę zmartwiona, że Rose nie będzie
już dłużej główną bohaterką. Przecież Akademia Wampirów bez tej dampirzycy to
już nie to samo… Okazuje się, że to było nie potrzebne, bo Sydney doskonale
spisuje się w roli narratora w Kronikach Krwi. Wychodzi na to, że po prostu tak
uwielbiam styl pisania Mead, że już mi naprawdę wszystko jedno :D I chyba nawet
jest w tym jakaś cząstka prawdy, bo nie potrafię znaleźć wad w jej książkach.
Świetnie wykreowani bohaterowie (a zwłaszcza Adrian!), główna bohaterka, mimo
ze miejscami denerwująca z tymi swoimi uprzedzeniami, wciąż da się lubić;
genialnie rozpracowana akcja, zawiła intryga. I nawet wątek miłosny mi nie
przeszkadzał. No, czego chcieć więcej?
Podsumowując, dzisiejsze zestawienie zamykam inaczej niż poprzednie, ostatnia z opisywanych książek jest tą najlepszą. Serdecznie polecam nawet tym niezdecydowanym i gwarantuję, że styl pisania Richelle Mead przypadnie Wam do gustu. Jedna tylko mała uwaga; zalecam wcześniejsze zapoznanie się z Akademią Wampirów, gdyż przeczytanie o tych wydarzeniach samemu będzie o niebo lepsze od zadowolenia się wystarczającymi, aczkolwiek krótkimi wstawkami. Dużo lepiej korzystać z nich tylko w ramach przypomnienia :) Książek Mead przecież nigdy za wiele!
Podsumowując, dzisiejsze zestawienie zamykam inaczej niż poprzednie, ostatnia z opisywanych książek jest tą najlepszą. Serdecznie polecam nawet tym niezdecydowanym i gwarantuję, że styl pisania Richelle Mead przypadnie Wam do gustu. Jedna tylko mała uwaga; zalecam wcześniejsze zapoznanie się z Akademią Wampirów, gdyż przeczytanie o tych wydarzeniach samemu będzie o niebo lepsze od zadowolenia się wystarczającymi, aczkolwiek krótkimi wstawkami. Dużo lepiej korzystać z nich tylko w ramach przypomnienia :) Książek Mead przecież nigdy za wiele!
Moja ocena: 10/10
Nie widzę tu nic dla siebie. :)
OdpowiedzUsuńSanta Olivia z chęcią bym przeczytała. A trylogię trylle mam w planach.
OdpowiedzUsuńKroniki krwi na pewno przeczytam, bo Akademię Wampirów uwielbiam i jak Ty, uważam, że Mead nigdy nie za dużo:)
OdpowiedzUsuńZaczęłam czytać "kroniki krwi", ale nie za bardzo podobała mi się ta książka.
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam, że kontynuacja Akademii Wampirów wypada tak dobrze, muszę poszukać w bibliotece ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam zamiar przeczytać książkę "Rozdarta". Mam też nadzieję, że spodoba mi się bardziej od ciebie :P
OdpowiedzUsuńProwadzisz świetnego bloga, myślę, że częściej będę tu wpadać :]
Odwiedzisz mnie, dopiero zaczynam ? http://ksiazkowyskarbiec.blogspot.com
Mead nigdy nie za wiele! Czytaj "Złotą lilię" bo zaraz we wrześniu już premiera trzeciego tomu :)
OdpowiedzUsuń"Rozdartą" czytałam a jeszcze mam finałową część do doczytania
Hah, już nawet przeczytałam i tylko czekam na Magię Indygo :)
Usuńchyba nic dla mnie...
OdpowiedzUsuńa tak właściwie, to gdzie Ty jesteś na tych wakacjach? ;)
Aktualnie nigdzie (w sensie, w domu). Te mini-recenzje piszę na bieżąco kiedy jestem "wyjechana", przyjeżdżam do domu i stąd wrzucam, bo na wyjeździe trudno o Internet :)
UsuńChętnie przeczytałabym "rozdartą" :)
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł na wakacyjny cykl postów :) Czekam na kolejne i zapraszam do mnie :)
OdpowiedzUsuńJa na urlopie zupełnie odcięłam się od komputera. Co prawda teraz mam milion zaległości, ale jednak było warto :) Toteż pisania mam od groma, ale się nadrobi :)
OdpowiedzUsuń