Tytuł: Luminariusz
Autor: Agnieszka Stelmaszyk
Seria: Koalicja Szpiegów
Wydawca: Zielona Sowa
Liczba stron: 323
moja ocena: 7/10
- Skonam przez was! – (…)
- Chciałeś powiedzieć bez nas! (..)
[s. 309]
- Chciałeś powiedzieć bez nas! (..)
[s. 309]
Powoli zaczynam dochodzić do wniosku, że za często słyszę o
kiepskich polskich autorach. Niestety, właśnie z tym epitetem. Wiecie co, to trochę jak z Coelhem. Odkąd na
stronach kwejkopodobnych zaczęły pojawiać się kiczowate cytaty podpisane tym
nazwiskiem, ludzie nagle zaczęli powyższe nazwisko kojarzyć, ale niestety nie z
książkami. Przykre.
O czym ja to… A, dobra, wróćmy do tematu dzisiejszej recenzji, czyli do „Luminariusza” Agnieszki Stelmaszyk. Dlaczego wspomniałam o Coelho? Z bardzo prostego powodu. Ludzie oceniają go, nie przeczytawszy ani jednej jego książki. Dlaczegóż więc, my, czytelnicy, mamy z tego samego powodu odrzucać polską literaturę? Przyznam się szczerze, że przez jakiś czas świadomie odrzucałam polskich autorów na rzecz jakiegoś zagranicznego bubla (tak, mam na myśli te wszystkie denne paranormal romance), ale teraz jestem już o cały tydzień starsza (i może nawet mądrzejsza), więc mogę śmiało powiedzieć, że pierwszy tom Koalicji Szpiegów nawet mi się podobał.
Robert znajduje dziwny list. Sugeruje, że ktoś maczał palce
w wypadku jego rodziców. Tylko kto? I dlaczego? W chwili, gdy zaczyna zadawać
niewygodne pytania, robi się naprawdę niebezpiecznie. Gdyby Robert był zwykłym
trzynastolatkiem, zapewne by się wycofał, albo zgłosił sprawę policji. Ale
Robert nie jest zwykłym chłopcem, a policja na niewiele się zda, gdy w grę
wchodzą szpiedzy i ich międzynarodowe koalicje… [opis z okładki]
Przyznam się szczerze, że nie znam innych książek Pani
Stelmaszyk, jednak wiem, że dla kilku z
nich grupą docelową są te dzieci, na oko 9-12 lat. Także tutaj autorka trzyma
się starej, sprawdzonej publiczności, która przecież nie powinna być za bardzo
czepialska, prawda? Teoretycznie rzecz biorąc, na powieści Pani Agnieszki czuję
się nieco zbyt stara, ale póki mi jeszcze wypada, mogę czasami zająć się czymś
dla młodszych czytelników. Problem w tym, że ja się trochę bardziej czepiam.
Spokojnie, od razu mogę uspokoić, że tak źle nie było. A nawet na tyle dobrze, że mniej wymagający nawet nie zwrócą uwagi na drobniejsze niedociągnięcia, które są skutecznie maskowane przez chociażby wartką i nawet ciekawą akcję. Co prawda brak tu zaskakujących zwrotów akcji, a zakończenie jest dosyć oczywiste, to myślę, że we właściwej grupie docelowej nie będzie z tym problemu.
Przejdźmy do bohaterów. Wbrew opisowi, bohaterów głównych
mamy trzech, a nie jednego. Co ich łączy? Cóż, rodzice każdego z nich zginęli,
pracując nad jakimś wynalazkiem. Poza
tym, wszyscy mają po trzynaście lat, co okazuje się kluczowe dla historii.
Właśnie, lat trzynaście, a nie trzydzieści. Tutaj widzę najpoważniejszy błąd w
tej książce. Ogólnie rzecz biorąc, bohaterowie „Luminariusza” to tak naprawdę
jeszcze dzieci, jednak nie stoi to na przeszkodzie samotnym wędrówkom pomiędzy
kontynentami. Czy nie wydaje Wam się dziwne, żeby trzynastoletni chłopiec pod
wpływem jednego listu spakował się w mały plecaczek i popędził na pociąg do
innego miasta, ba, innego kraju, bo kazał mu tak nieznajomy człowiek i to
jeszcze za pomocą listu? Do tej pory myślałam, ze takie rzeczy tylko w Ameryce,
ale okazuje się, że w Polsce wszystko jest możliwe. Zastanawia mnie tylko, czy
taki był zamysł autorki, żeby pokazać te dzieciaki jako osoby niezwykle
odważne, nieustannie dążące do odkrycia prawdy. Jeśli tak, to proszę bardzo,
udało się. Mam jednak wrażenie, że trzynastolatki z bagażem doświadczeń nie
były w planie. Nie moja już jednak głowa, żeby bawić się w „co autor/ka miał/a
na myśli”.
Podsumowując, książka ma plusy i minusy. Te drugie umkną
raczej uwadze młodszego czytelnika, jednak starszy równie dobrze może je po
prostu zignorować. Nawet jeśli jednak postanowimy szaleńczo wypatrywać wad w
pierwszym tomie Koalicji Szpiegów, radzę przypomnieć sobie grupę docelową tej opowieści.
Wiem, że w tej recenzji coś za często używam tego właśnie argumentu, nie chcę
więc, żebyście pomyśleli, że za bardzo bronię tej książki. Nie, po prostu
uważam, że sama historia Roberta i jego nowych przyjaciół jest na tyle ciekawa,
żeby wydobyć z tej książki choć trochę potencjału. A na jego rozwinięcie mam
nadzieję w kolejnym tomie.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Wydawnictwu Zielona Sowa.
Coś czuję, że to książka raczej nie dla mnie. Dlaczego? Ostatnio książki skierowane do młodszego czytelnika po prostu mnie nudzą... Ale fajnie, że ci się spodobała ;)
OdpowiedzUsuńWiem komu się spodoba :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie słyszałam o tej książce, ale raczej nie moje klimaty.
OdpowiedzUsuńHmm raczej sobie daruję tę pozycję:)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz słyszę o tej ksiące. Nie lubię jednak powieści przeznaczonych dla młodszych czytelników, więc sobie tą publikacjeę odpuszczę :)
OdpowiedzUsuńTeż mnie drażni podejście do Coelho :) Pierwszy raz słyszę o tej książce, ale szczerze mówiąc nie ciągnie mnie do niej... Ani po opisie, ani po recenzji, choć była wystarczająco pochlebna, by zachęcić. Nie moje klimaty :)
OdpowiedzUsuńNie dla mnie, ale może będę mogła ten tytuł komuś polecić ;)
OdpowiedzUsuńjak znajdę w bibliotece to raczej wypożyczę :)
OdpowiedzUsuńja nie mam zwyczaju zwracania uwagi na pochodzenie autora danej książki :) lubię "próbować" książki z różnych półek, takie dla młodzieży też zdarza mi się czytać :) a co tam
OdpowiedzUsuńTę książkę też przeczytam, jak wpadnie mi w ręce :) ale szukać specjalnie to jej nie będę, bo na brak lektur do przeczytanie nie narzekam, stosik powoli się tworzy na półce :)
Właśnie się zaczęłam zastanawiać, do jakiej grupy czytelników należę. Niby jestem trochę "młodsza" ale jednak bardziej "dorosła" literatura mnie pociąga :D W każdym razie, chyba nie przeczytam :)
OdpowiedzUsuń