Tytuł: Szamani życia
Autor: Wojciech Burger
W serii: Ostatni z bogów, Ślady na śniegu
Wydawca: Walkowska Wydawnictwo
Moja ocena: 2/6; 3/10
Powieść obyczajowa dziejąca się we współczesnym Szczecinie,
sięgająca losami bohaterów do czasów PRL, z tajemniczym wątkiem kryminalnym,
którego rozwiązanie sięga do przedwojennego Szczecina.
Powieść jest fikcją, której akcja osadzona w takich szczecińskich miejscach jak
Park Kasprowicza czy Wały Chrobrego, oraz wydarzeniach jak chociażby finał
regat The Tall Ships Races 2007, znanych wszystkim mieszkańcom Szczecina. [opis
z okładki]
Jeszcze nigdy nie czytałam książki, której zrozumienie
byłoby zależne od mojego miejsca zamieszkania. Dlatego też nie za bardzo czuję
się na siłach, żeby dobrze oddać charakter tej książki. Z drugiej strony,
podczas czytania naprawdę było na co zwrócić uwagę. Szkoda, że raczej w
negatywnym świetle…
„Spójrz, jak ten czas szybko leci
(…) Jeszcze niedawno jechałam po choinkę na poprzednią Wigilię, a dzisiaj
zaznaczam kolejną. Życie to oszustwo, kiedy zaczyna najlepiej smakować, trzeba
się żegnać.” [s. 171]
Dobrze, zacznijmy może od tego, co w „Szamanach życia” było
naprawdę dobre. Mam tu na myśli wątek kryminalny. Nie jestem zbytnio obeznana w
tym gatunku, więc być może pan Wojciech Burger miał ułatwione zadanie, ale
według mnie, cała zbrodnia, sylwetka mordercy oraz motywy są ciekawie i
tajemniczo zbudowane. Sukcesywnie podsuwane poszlaki zostawiają po sobie
jeszcze więcej pytań niż ich było na początku, dlatego niemalże przez całą
książkę wątek mordercy na ulicach Szczecina wywołuje napięcie. Nie bez
przyczyny użyłam właśnie słowa „niemalże”. No właśnie… Według mnie, część
kryminalna powinna stanowić fundamentalną część tej książki, bo po prostu jest
najlepsza i z powodzeniem mogłaby stanowić osobną powieść. Niestety, w zamierzeniu
autora, w „Szamanach życia” ważniejsze są wątki społeczno-obyczajowe, dlatego
jest ich zdecydowanie więcej. Szkoda, bo sprawiło to, że ten dobry wątek
kryminalny zostaje rozbity na mnóstwo mniejszych części porozdzielanych
wstawkami z życia codziennego osób mniej lub bardziej powiązanych ze sprawą.
Pół biedy, gdyby przynajmniej było to równie interesujące jak poszukiwania
mordercy, ale nie mogę tego powiedzieć. Wątki obyczajowe są, bo są, ale nie
wnoszą nic ani chwytającego za serce, ani specjalnie wciągającego. Tutaj także
odezwała się moja natura sceptyczki – po prostu niemożliwe jest, żeby na tak
małym terenie, a zwłaszcza w grupie przyjaciół, występowało tak duże
nagromadzenie wydarzeń niecodziennych. Nie mówię tutaj o scenach rodem z filmu
sci-fi, bo takich nie ma tutaj w ogóle, mam raczej na myśli coś takiego jak
ślub z supermodelką, czy człowiek żyjący kompletnie poza cywilizacją. Nie
zaprzeczam, że takie coś nie byłoby możliwe – mam tylko na myśli, że takie
zbiorowisko niezwykłości (nie oszukujmy się, to się nie zdarza na co dzień,
występują jakieś pojedyncze przypadki) czyni książkę mało realną.
„Przyjechałaś do mnie po
nadzieję. (…) Dobrze zrobiłaś. nie wolno tracić nadziei. Jest jak maleńka
iskierka w ciemnym pokoju. Potrafi zastąpić blask całego świata.” [s. 210]
Właśnie tę realność próbuje książce przywrócić autor
umieszczając akcję we współczesnym Szczecinie. Dla takiej osoby jak ja, która w
tym mieście nie mieszka ani nigdy nie była (proszę wybaczyć moją ignorancję) z
tego powodu książka może wydać się napisana po łebkach, ponieważ autor
zakładając, że czytelnik doskonale będzie się orientował w topografii miasta,
nie zamieścił wiele opisów. Domyślam się, że dla rodowitych szczecinian nie
będzie problemem określenie, gdzie znajdują się na przykład Wały Chrobrego,
jednak dla zwykłego, szarego obywatela jak ja, który nawet w swoim rodzinnym
mieście zna tylko drogę ze szkoły do domu, akurat dla niego orientowanie się w
zmianie miejsca akcji może sprawiać problem. Dlatego też nie radzę czerpać z
tej książki wiedzy na temat Szczecina – wyłowienie informacji, a potem
poskładanie ich w zgrabną całość może nastręczać kłopotów. Żeby nie było,
oczywiście, można czytać książkę po prostu nie zwracając uwagi na scenerię,
jednak to już nie to samo, prawda?
„ – Nie licytuję problemów. Z
upływem lat mnożą się, zamiast kurczyć.
- A kiedy człowiek jest najstarszy (…) w jednej sekundzie wszystkie się kończą.” [s. 145]
- A kiedy człowiek jest najstarszy (…) w jednej sekundzie wszystkie się kończą.” [s. 145]
Generalnie, nie mam poważnych zarzutów do stylu pisania
autora, jednakże byłabym wdzięczna, gdyby zmienienie narracji było zaznaczone
trochę wyraźniej. Często zdarzało się tak, że pomiędzy historią spisywaną z
punktu widzenia dwóch różnych bohaterów nie pojawiała się żadna przerwa. Zdaję
sobie sprawę, że to raczej rola wydawnictwa, żeby w tym miejscu wstawić jakiś
znak graficzny, cokolwiek, ale do mojego zdezorientowania przyczynił się także
sam autor. Rozpoczynając nową myśl, nie umieszczał tam chociażby imienia
bohatera. Zdaję sobie sprawę, że dziwnie to brzmi, dlatego przedstawię to, co
mam na myśli na prostym przykładzie. Więcej informacji możemy wyciągnąć ze
zdania „Teresa jadła obiad.” Niż ze zwykłego „Jadła obiad.”, prawda?
Denerwujące było to zwłaszcza na samym początku, kiedy jeszcze nie za bardzo
byłam obeznana ze wszystkimi bohaterami – nawet przez kilka linijek mogłam się
tylko zastanawiać, o kim mowa.
Poza tą jedną, nie mam wielkich uwag co do wydania książki – czcionka jest przejrzysta i czytelna i mimo że pojawiło się kilka literówek, to pochwalić mogę całkiem ładną okładkę i niepowtarzalne zdjęcia szczecińskich pomników pomiędzy rozdziałami.
Poza tą jedną, nie mam wielkich uwag co do wydania książki – czcionka jest przejrzysta i czytelna i mimo że pojawiło się kilka literówek, to pochwalić mogę całkiem ładną okładkę i niepowtarzalne zdjęcia szczecińskich pomników pomiędzy rozdziałami.
„Dużo w pani sprzeczności. Myśli
potrafią być toksyczne dla organizmu” [s. 97]
Sama nie wiem, co sądzić o tej książce. Z jednej strony mamy
jak najbardziej w porządku wątek kryminalny, ale za to z drugiej psuje go
kompletnie nieudany i niepotrzebny wątek melodramatyczno-obyczajowy. Dodatkowo,
pojawia się zaczerpnięty nie wiadomo skąd wątek szamański… Nie, to po prostu
nie trzyma się kupy. Nie chcę tutaj przekreślać twórczości pana Burgera – sama w
sobie nie jest zła, jednak pomieszane są proporcje i to największy grzech tej
książki. Jakbym miała to wszystko zawrzeć w jednym zdaniu, to powiedziałabym
tak: lepsze byłoby krótkie opowiadanie kryminalne.
Za książkę dziękuję portalowi Sztukater.pl :-)
Oj niestety nie przekonuje mnie ten tytuł... nie moja bajka :/
OdpowiedzUsuńA zapowiadało się tak dobrze... Szkoda:/
OdpowiedzUsuńCzytałam "Szamanów życia" i jej kontynuację "Ostatni z bogów". Obie książki bardzo ciekawe i napisane w nieszablonowy sposób. Chyba tego szukała autorka opinii, pani Karolina Marcepankowa - książki z szablonu. Dlatego nie dziwię się, że czuje wewnętrzne rozdarcie. Jest młoda (to widać ze zdjęcia - przynajmniej młodo wygląda; moje gratulacje!), więc musi upłynąć trochę wody w Odrze (płynie przez Szczecin proszę Pani!) nim dojrzeje do książek pisanych inaczej niż te z szablonu.
OdpowiedzUsuńMoja propozycja dla pani Karoliny - niech wróci do książki Burgera za kilka-kilkanaście lat. Na pewno zmieni zdanie. Do pewnych spraw trzeba po prostu dorosnąć. I nie jest to "przytyk" do pani Karoliny - takie jest życie, że dorastamy i nabieramy innego spojrzenia.
Nie mogę nie przyznać Pani racji - rzeczywiście, wraz z wiekiem zdobywamy doświadczenie i obieramy coraz to inne spojrzenie. Mam dopiero niecałe 15 lat, więc wiadomo, że mogłam z niektórych wątków nie wyciągnąć tyle, ile osoba dorosła, zwłaszcza że książka właśnie o takich opowiada. Cóż, zobaczymy za kilka lat :)
OdpowiedzUsuńW każdym razie, dziękuję za uwagi ;)
Oj, nie, raczej nie dla mnie. Kompletnie nie moja bajka. :)
OdpowiedzUsuń