niedziela, 24 listopada 2013

Morderca pod twoimi drzwiami

 
Tytuł: Szamani życia
Autor: Wojciech Burger
W serii: Ostatni z bogów, Ślady na śniegu
Wydawca: Walkowska Wydawnictwo
Moja ocena: 2/6; 3/10

Powieść obyczajowa dziejąca się we współczesnym Szczecinie, sięgająca losami bohaterów do czasów PRL, z tajemniczym wątkiem kryminalnym, którego rozwiązanie sięga do przedwojennego Szczecina.
Powieść jest fikcją, której akcja osadzona w takich szczecińskich miejscach jak Park Kasprowicza czy Wały Chrobrego, oraz wydarzeniach jak chociażby finał regat The Tall Ships Races 2007, znanych wszystkim mieszkańcom Szczecina. [opis z okładki]



Jeszcze nigdy nie czytałam książki, której zrozumienie byłoby zależne od mojego miejsca zamieszkania. Dlatego też nie za bardzo czuję się na siłach, żeby dobrze oddać charakter tej książki. Z drugiej strony, podczas czytania naprawdę było na co zwrócić uwagę. Szkoda, że raczej w negatywnym świetle…

„Spójrz, jak ten czas szybko leci (…) Jeszcze niedawno jechałam po choinkę na poprzednią Wigilię, a dzisiaj zaznaczam kolejną. Życie to oszustwo, kiedy zaczyna najlepiej smakować, trzeba się żegnać.” [s. 171]

Dobrze, zacznijmy może od tego, co w „Szamanach życia” było naprawdę dobre. Mam tu na myśli wątek kryminalny. Nie jestem zbytnio obeznana w tym gatunku, więc być może pan Wojciech Burger miał ułatwione zadanie, ale według mnie, cała zbrodnia, sylwetka mordercy oraz motywy są ciekawie i tajemniczo zbudowane. Sukcesywnie podsuwane poszlaki zostawiają po sobie jeszcze więcej pytań niż ich było na początku, dlatego niemalże przez całą książkę wątek mordercy na ulicach Szczecina wywołuje napięcie. Nie bez przyczyny użyłam właśnie słowa „niemalże”. No właśnie… Według mnie, część kryminalna powinna stanowić fundamentalną część tej książki, bo po prostu jest najlepsza i z powodzeniem mogłaby stanowić osobną powieść. Niestety, w zamierzeniu autora, w „Szamanach życia” ważniejsze są wątki społeczno-obyczajowe, dlatego jest ich zdecydowanie więcej. Szkoda, bo sprawiło to, że ten dobry wątek kryminalny zostaje rozbity na mnóstwo mniejszych części porozdzielanych wstawkami z życia codziennego osób mniej lub bardziej powiązanych ze sprawą. Pół biedy, gdyby przynajmniej było to równie interesujące jak poszukiwania mordercy, ale nie mogę tego powiedzieć. Wątki obyczajowe są, bo są, ale nie wnoszą nic ani chwytającego za serce, ani specjalnie wciągającego. Tutaj także odezwała się moja natura sceptyczki – po prostu niemożliwe jest, żeby na tak małym terenie, a zwłaszcza w grupie przyjaciół, występowało tak duże nagromadzenie wydarzeń niecodziennych. Nie mówię tutaj o scenach rodem z filmu sci-fi, bo takich nie ma tutaj w ogóle, mam raczej na myśli coś takiego jak ślub z supermodelką, czy człowiek żyjący kompletnie poza cywilizacją. Nie zaprzeczam, że takie coś nie byłoby możliwe – mam tylko na myśli, że takie zbiorowisko niezwykłości (nie oszukujmy się, to się nie zdarza na co dzień, występują jakieś pojedyncze przypadki) czyni książkę mało realną.

„Przyjechałaś do mnie po nadzieję. (…) Dobrze zrobiłaś. nie wolno tracić nadziei. Jest jak maleńka iskierka w ciemnym pokoju. Potrafi zastąpić blask całego świata.” [s. 210]

Właśnie tę realność próbuje książce przywrócić autor umieszczając akcję we współczesnym Szczecinie. Dla takiej osoby jak ja, która w tym mieście nie mieszka ani nigdy nie była (proszę wybaczyć moją ignorancję) z tego powodu książka może wydać się napisana po łebkach, ponieważ autor zakładając, że czytelnik doskonale będzie się orientował w topografii miasta, nie zamieścił wiele opisów. Domyślam się, że dla rodowitych szczecinian nie będzie problemem określenie, gdzie znajdują się na przykład Wały Chrobrego, jednak dla zwykłego, szarego obywatela jak ja, który nawet w swoim rodzinnym mieście zna tylko drogę ze szkoły do domu, akurat dla niego orientowanie się w zmianie miejsca akcji może sprawiać problem. Dlatego też nie radzę czerpać z tej książki wiedzy na temat Szczecina – wyłowienie informacji, a potem poskładanie ich w zgrabną całość może nastręczać kłopotów. Żeby nie było, oczywiście, można czytać książkę po prostu nie zwracając uwagi na scenerię, jednak to już nie to samo, prawda?

„ – Nie licytuję problemów. Z upływem lat mnożą się, zamiast kurczyć.
- A kiedy człowiek jest najstarszy (…) w jednej sekundzie wszystkie się kończą.” [s. 145]

Generalnie, nie mam poważnych zarzutów do stylu pisania autora, jednakże byłabym wdzięczna, gdyby zmienienie narracji było zaznaczone trochę wyraźniej. Często zdarzało się tak, że pomiędzy historią spisywaną z punktu widzenia dwóch różnych bohaterów nie pojawiała się żadna przerwa. Zdaję sobie sprawę, że to raczej rola wydawnictwa, żeby w tym miejscu wstawić jakiś znak graficzny, cokolwiek, ale do mojego zdezorientowania przyczynił się także sam autor. Rozpoczynając nową myśl, nie umieszczał tam chociażby imienia bohatera. Zdaję sobie sprawę, że dziwnie to brzmi, dlatego przedstawię to, co mam na myśli na prostym przykładzie. Więcej informacji możemy wyciągnąć ze zdania „Teresa jadła obiad.” Niż ze zwykłego „Jadła obiad.”, prawda? Denerwujące było to zwłaszcza na samym początku, kiedy jeszcze nie za bardzo byłam obeznana ze wszystkimi bohaterami – nawet przez kilka linijek mogłam się tylko zastanawiać, o kim mowa.
Poza tą jedną, nie mam wielkich uwag co do wydania książki – czcionka jest przejrzysta i czytelna i mimo że pojawiło się kilka literówek, to pochwalić mogę całkiem ładną okładkę i niepowtarzalne zdjęcia szczecińskich pomników pomiędzy rozdziałami.

„Dużo w pani sprzeczności. Myśli potrafią być toksyczne dla organizmu” [s. 97]

Sama nie wiem, co sądzić o tej książce. Z jednej strony mamy jak najbardziej w porządku wątek kryminalny, ale za to z drugiej psuje go kompletnie nieudany i niepotrzebny wątek melodramatyczno-obyczajowy. Dodatkowo, pojawia się zaczerpnięty nie wiadomo skąd wątek szamański… Nie, to po prostu nie trzyma się kupy. Nie chcę tutaj przekreślać twórczości pana Burgera – sama w sobie nie jest zła, jednak pomieszane są proporcje i to największy grzech tej książki. Jakbym miała to wszystko zawrzeć w jednym zdaniu, to powiedziałabym tak: lepsze byłoby krótkie opowiadanie kryminalne.

Za książkę dziękuję portalowi Sztukater.pl :-)

5 komentarzy:

  1. Oj niestety nie przekonuje mnie ten tytuł... nie moja bajka :/

    OdpowiedzUsuń
  2. A zapowiadało się tak dobrze... Szkoda:/

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam "Szamanów życia" i jej kontynuację "Ostatni z bogów". Obie książki bardzo ciekawe i napisane w nieszablonowy sposób. Chyba tego szukała autorka opinii, pani Karolina Marcepankowa - książki z szablonu. Dlatego nie dziwię się, że czuje wewnętrzne rozdarcie. Jest młoda (to widać ze zdjęcia - przynajmniej młodo wygląda; moje gratulacje!), więc musi upłynąć trochę wody w Odrze (płynie przez Szczecin proszę Pani!) nim dojrzeje do książek pisanych inaczej niż te z szablonu.
    Moja propozycja dla pani Karoliny - niech wróci do książki Burgera za kilka-kilkanaście lat. Na pewno zmieni zdanie. Do pewnych spraw trzeba po prostu dorosnąć. I nie jest to "przytyk" do pani Karoliny - takie jest życie, że dorastamy i nabieramy innego spojrzenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie mogę nie przyznać Pani racji - rzeczywiście, wraz z wiekiem zdobywamy doświadczenie i obieramy coraz to inne spojrzenie. Mam dopiero niecałe 15 lat, więc wiadomo, że mogłam z niektórych wątków nie wyciągnąć tyle, ile osoba dorosła, zwłaszcza że książka właśnie o takich opowiada. Cóż, zobaczymy za kilka lat :)
    W każdym razie, dziękuję za uwagi ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Oj, nie, raczej nie dla mnie. Kompletnie nie moja bajka. :)

    OdpowiedzUsuń

Oczywiście za każdy komentarz jestem niezmiernie wdzięczna, więc skoro już tutaj jesteś, zostaw po sobie ślad ;)